PZU niszczy mi życie. Państwo jest bezradne.

Chodzież Czarnków Najnowsze Piła Regiony Trzcianka Wałcz Złotów

Pan Stanisław, schorowany, starszy wałczanin patrzy na dzisiejszą rzeczywistość ze smutkiem. – Przeżyłem cały PRL, za czasów komuny byłem więziony, ale nigdy nie doznałem tyle upokorzenia od państwa polskiego, co dziś. Czuję się bezradny w zderzeniu z wielką machiną. Zwykły człowiek chyba nic nie może – mówi.

Nasz bohater był uczestnikiem wypadku samochodowego w roku 1990. Czekał go długi pobyt w szpitalu, wielokrotne wizyty u specjalistów, często kosztowne. Później długa rehabilitacja i walka o odszkodowanie. W wyniku wypadku stwierdzono niemal 50-procentową utratę zdrowia. Groziła mu amputacja nogi, miał wyrwany mięsień czterogłowy, brak nerwu strzałkowego, do dziś kuleje. Częściowo stracił słuch, ma uszkodzony kręgosłup, lecz i tak może mówić o szczęściu, bo uniknął wózka inwalidzkiego. Sprawcą wypadku był pijany mężczyzna, człowiek z układami. Po długoletniej walce (9,5 roku) i kilkunastu rozprawach w sądzie oraz  odwołaniach w końcu się udało. Uzyskał prawomocny wyrok i odszkodowanie od ubezpieczyciela z OC sprawcy wypadku. Ubezpieczycielem była firma PZU, która zgodnie z wyrokiem sądu wypłaciła odszkodowanie jednorazowe oraz zobligowała się do wypłacania renty dożywotniej, której wysokość określała według sądu  średnia krajowa. Nie była to wbrew pozorom wysoka stawka, gdyż przed wypadkiem mężczyzna otrzymywał 3,8 średnich krajowych dzięki temu, że  prowadził jako nieliczny swoją działalność gospodarczą. Ze względu na stan zdrowia otrzymywał zatem rentę z ZUS-u i dożywotnią rentę wyrównawczą z PZU.

W tym stanie doczekał do starości nie mając pretensji do świata. Szczęście nie było jednak wieczne, bo w roku 2017 PZU stwierdziło, że pan Stanisław otrzymuje zbyt wysokie odszkodowanie w postaci dożywotniej renty wyrównawczej i mimo prawomocnego wyroku sądu zmniejszono mu rentę wyrównawczą  ze średniej krajowej do 485,09 zł, argumentując, że pan Stanisław ma wiek emerytalny (65 lat) i może pobierać emeryturę hipotetyczną, dlatego świadczenie powinno być umniejszone. Co więcej, PZU stwierdził, że wypłacano Panu Stanisławowi świadczenie o rok za długo i wstrzymał wypłatę do momentu wyrównania. Mężczyzna pozostawał przez kilka miesięcy bez środków do życia, opierając się jedynie na rencie z ZUS, która wynosi 900 złotych.

Sytuacja stała się krytyczna, gdy przyznanymi przez sąd skromnymi pieniędzmi wspierał chorą na białaczkę 4-letnią wnuczkę. Państwowy gigant ubezpieczeniowy, którego głównym udziałowcem jest Skarb Państwa, za nic miał wyrok sądu i nie podał pokrzywdzonemu w prowadzonej korespondencji podstawy prawnej. Upierając się na wyliczeniu emerytury hipotetycznej, która mogłaby mu przysługiwać. Co ważne, ten termin odnosi się do całkowicie innych zagadnień. Biuro Komunikacji Korporacyjnej przy PZU nie chciało udzielić wyjaśnienia dziennikarzom w tej skomplikowanej sprawie,  zasłaniając się zachowaniem tajemnicy dotyczącej poszczególnych umów ubezpieczenia.

Wałczanin doskonale zdawał sobie sprawę, że prawomocnego wyroku sądu nie może zmienić jakakolwiek korporacja, ani żadna osoba, gdyż w wyroku dokładnie wpisana jest klauzula, iż renta dożywotnia jest stała i niepodważalna. Dopiero śmierć poszkodowanego zwalnia ubezpieczyciela z konieczności jej wypłacania. Czy taka była intencja ubezpieczyciela? PZU nie reaguje, wysyłając wciąż to samo pismo. Z tego pisma jednak nic nie wynika.

Nasz bohater postanowił uzyskać pomoc rzecznika praw obywatelskich w marcu 2018 roku. Rzecznik przyznał mu rację, ale wskazał kompetencje w tej sprawie w rzeczniku finansowym. Na bezpośredni wniosek pana Stanisława do rzecznika finansowego odpowiedź nie przyszła do dziś. Dopiero pismo do prezydenta RP skłoniło rzecznika do reakcji i zaświeciło płomień nadziei. Płomień szybko jednak przygasł i wszystko wskazuje na to, że rzecznik finansowy nie do końca rzetelnie podszedł do swoich obowiązków. Na podstawie korespondencji z PZU (nie prosząc o stanowisko poszkodowanego) stwierdził, że PZU nie  zamierza wypłacać wyższych świadczeń  i może ewentualnie podając mediacje, które podlegają opłacie. Uznał jednocześnie, że PZU nie może wypłacać mniej niż w wyroku sądu, lecz o tym pan Stanisław już wiedział od początku. Brak fachowości administracji przy rzeczniku finansowym była widoczna nawet poprzez przepływ korespondencji, o którą poszkodowany musiał się sam upominać, a kancelaria rzecznika finansowego wciąż wysyłała listy na błędny adres w Warszawie, mimo że poszkodowany mieszka w woj. zachodniopomorskim. Pan Stanisław nie poddaje się, napisał skargę do ministra sprawiedliwości. Minister Sprawiedliwości po długim czasie odpowiedział, że nie zajmuje się pojedynczymi przypadkami.

– PZU w pismach kierowanych do pana Stanisława, a także do rzecznika finansowego powołuje się na art. 907 § 2 Kodeksu cywilnego. Ubezpieczyciel podstawę do swoich działań upatruje w ,,zmianie stosunków?, a więc uzyskaniu przez pana Stanisława prawa do świadczenia emerytalnego. Problem tkwi jednak w tym, że choć wspomniany przepis uprawnia ubezpieczyciela do żądania zmiany wysokości renty, chociażby jej wysokość wynikała z orzeczenia sądowego, to aby renta uległa obniżeniu konieczne jest wystąpienie przez PZU na drogę postępowania sądowego i wydanie wyroku przez sąd – wyjaśnia adwokat Łukasz Rostankowski. – Wyrok, z którego wynika obowiązek wypłaty renty wyrównawczej cały czas jest wiążący i PZU nie ma podstawy prawnej, aby samowolnie dokonywać obniżenia renty wyrównawczej. W przypadku skierowania powództwa przez PZU to sąd zdecyduje, czy obniżenie renty pana Stanisława jest obecnie uzasadnione.

Prawnicy potwierdzają, że nie wydaje się dwóch wyroków w jednej sprawie, co ma diametralne znaczenie w całej historii, a instytucje państwowe jakoś tego nie zauważają.

Coś jednak drgnęło, jest lepiej, ale wciąż na niekorzyść poszkodowanego. Powszechny Zakład Ubezpieczeń SA wypłaca dziś połowę należnej kwoty, wbrew prawomocnemu wyrokowi. Jedyną poradą, którą nasz bohater uzyskał jest możliwość wytoczenia sprawy cywilnej wielkiej korporacji, jaką jest PZU. W tym przypadku  wynająć musi adwokata, a sprawa toczyłaby się w Warszawie, do której pan Stanisław ma 400 km. Ze względu na stan zdrowia, który się pogorszył z powodu zaniechania leczenia, wyjazdy te nie będą łatwe. Rozprawa toczyć może się kilkanaście miesięcy, a może i kilka lat i pochłonąć niemałe pieniądze.

– Może taki był plan wielkiej korporacji. Zawiódł aparat państwa prawa, a sprawiedliwość została wdeptana w ziemię – irytuje się wałczanin. Dziś Pan Stanisław wyczerpał niemal wszystkie możliwe drogi dochodzenia do sprawiedliwości i rozważa wytoczenie sprawy sądowej korporacji PZU, lecz jak walczyć, gdy zabrali mu pieniądze?

Piotr