Protest przed parkiem Arsenał

Na sygnale Najnowsze Wałcz Wydarzenia

WAŁCZ. Okoliczni mieszkańcy sprzeciwiają się istnieniu tego miejsca. Jak utrzymują, osoba prowadząca w ostatnich dniach stała się wobec nich agresywna.

Mieszkańcy mówią, że wcześniej nie dochodziło do podobnych incydentów. Problemy zaczęły się trzy dni temu. Dzisiaj nastąpiło apogeum.

– Wszedł na naszą posesję, akurat pilnowałem dwuletniej wnuczki i mi groził. Zaczął szarpać moją żonę, która trzymała na rękach dziecko. Rzucił się na dziewczynę syna, ten stanął w jej obronie, napastnik zaczął go gryźć – opowiadają Agnieszka i Bogusław Laskowscy, którzy sąsiadują z parkiem. – Zadzwoniliśmy na policję, został zatrzymany, ale boimy się, że zaraz wyjdzie i zacznie się mścić za to, że wezwaliśmy policję. Boimy się o nasze zdrowie i mienie. Mamy dość tego miejsca, hałas jest do 2, 3 w nocy.

– Samo miejsce mi nie przeszkadza, nie jestem przeciwko kulturze, koncertom, nawet imprezom, to się gdzieś musi odbywać i odbywa się akurat w moim sąsiedztwie. Jestem przeciwko osobie, która to miejsce prowadzi. Ten mężczyzna najpierw wrzucił jakiejś kobiecie torebkę ze wszystkimi dokumentami do jeziora, potem wszedł na podwórko sąsiadów i był agresywny – dodaje sąsiadka Daria Lipka.

– Wiem o wszystkim, co się tam wydarzyło, jednak na ten moment nie chciałbym się szerzej wypowiadać. Sprawa pożaru, gróźb i pobicia jest wyjaśniana przez powołane do tego służby i należy poczekać na rozstrzygnięcie – mówi burmistrz Wałcza Maciej Żebrowski. – Co do protestu, rozumiem obawy mieszkańców, dlatego jutro będę chciał się spotkać z dzierżawcą (to inna osoba niż prowadzący park Artsenał – dop. aut.) i porozmawiać na temat tych wszystkich incydentów. Biorąc pod uwagę wszystkie te zajścia, nie sądzę, żeby to miejsce mogło dalej funkcjonować. 

***

Przypomnijmy, w sąsiedztwie, na posesji państwa Lipków, w nocy z 4/5 lipca  doszło do pożaru.  Dzięki przytomnej reakcji Darii Lipki (siostry S. Lipki) i przechodniów, którzy wszczęli alarm, szybko na miejscu pojawili się strażacy. Ugasili pożar i nie dopuścili do wybuchu ognia w magazynie farb, lakierów i rozpuszczalników. Nikomu na szczęście nic się nie stało, dom się nie zajął. Spłonął jednak budynek,  w którym Stanisław Lipka prowadzi zakład mechaniczny i miesza farby do samochodów.

Przyczyny pożaru bada policja. Na ten moment nie można powiedzieć, czy był to przypadek, czy celowe działanie.

(z)/ extrawalcz.pl