SZYDŁOWO. To zdarzenie uruchomiło lawinę telefonów i właściwie żaden z nich nie zdołał nic wskórać, mimo iż wiekszość z nich wykonywali funkcjonariusze Posterunku Policji w Szydłowie. A chodziło o prozaiczną sprawę- pomoc rannej sarnie.
A było to tak. 10 maja około północy jadąca autem kobieta na drodze pomiędzy Skrzatuszem a Dobinem znalezła ranną sarnę. Zwierzę prawdopodobnie zostało potrącone przez samochód. Okryła je kocem i wezwała Policję.
–Sarna żyje, oddycha, patrzy na mnie, ale nie może się podnieść. Nadjeżdżające samochody wymijają ją w ostatniej chwili prawie rozjeżdżając na moich oczach. Włączam awaryjne, staję pod prąd, żeby nikt jej drugi raz nie potrącił. Dzwonię na 112, patrol Policji z Szydłowa przyjeżdża w parę minut. I tu kończy się łatwa droga do pomocy rannemu zwierzęciu – pisze kobieta na facebookowym profilu Pilanie.
Przez blisko 3 godziny zwierzę cierpiało, a policjaci wraz z kobietą szukali pomocy dzwoniąc do różnych osób, służb i instytucji. Kontaktowali się między innymi z urzędem gminy, zarządcą drogi i powiatowym lekarzem weterynarii, ale nikt nie czuł się odpowiedzialny za los zwierzęcia.
-Wszyscy nam odmówili pomocy – bulwersuje się kobieta.
Po pewnym czasie sarna wstała o własnych siłach i odeszła.
Pozostaje jednak pytanie: kto w takiej sytuacji powinien udzielić zwierzęciu – nawet dzikiemu – pomocy?
I tu zaczyna się „spychologia”. Gmina wskazuje jako podmiot odpowiedzialny zarzadcę drogi, w tym przypadku Powiatowy Zarząd Dróg. Urzędnicy nie zaprzeczają, ale twierdza, że mają obowiązek usunąć z drogi tylko martwe zwierzę. Z kolei rzeczniczka pilskiej RDLP przekonuje, że takimi przypadkami powinien zająć się weterynarz, który jako osoba kompetentna jest w stanie ocenić stan zdrowia zwierzęcia i zadecydować o jego dalszym losie. Tyle, że gmina nie podpisała takiej umowy z weterynarzem, bo nie wynika to wprost z ustawy.
Winne są zatem … nieprecyzyjne przepisy..?
(Red.)
Fot. fb Pilanie