Saper na polu minowym

Najnowsze Wałcz Wydarzenia

Z pełniącym obowiązki burmistrza Tuczna Piotrem Pierzyńskim o kondycji gminy Tuczno, pierwszych dniach na nowym stanowisku, zagrożonych rzekomo inwestycjach i próbie pojednania Rady Miejskiej rozmawia Marcin Koniecko.

– W zasadzie to mam problem jak się do pana zwracać. Panie burmistrzu, komisarzu, pełniący obowiązki burmistrza?

– W akcie nominowania jest napisane: ?osoba pełniąca funkcję burmistrza?. Pracownicy też mają troszeczkę z tym kłopot, bo nie jestem ani komisarzem, ani burmistrzem.

Proszę opowiedzieć o sobie. Ile ma Pan lat, jakie ma doświadczenie zawodowe, jaką pracę musiał Pan przerwać, żeby pełnić obowiązki burmistrza Tuczna?

– Mam 47 lat. Przez większość swojego życia byłem żołnierzem zawodowym. Zajmowałem się usuwaniem z poligonu przedmiotów wybuchowych i niebezpiecznych.

Czyli był pan saperem?

– Zgadza się. Dowodziłem pododdziałami saperów.

Kiedy opuścił pan armię i co robił później?

– Pracę w wojsku zakończyłem w 2015 roku. Potem pracowałem w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, a ostatnio jak specjalista w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa w Wałczu. Wracając do przygotowania zawodowego, to skończyłem studia magisterskie na wydziale administracji publicznej oraz zarządzanie zasobami ludzkimi w Koszalinie. Do tego jeszcze należy dodać bezpieczeństwo narodowe oraz studia z zakresu retoryki i komunikacji społecznej.

A coś związanego z finansami?

– O finansach samorządowych pisałem pracę magisterską. Temat jest mi dobrze znany.

O rodzinę jeszcze dopytam.

– Jestem ze swoją żoną nieprzerwanie od 1997 roku, jest informatykiem. Syn studiuje informatykę, córka jest uczennicą siódmej klasy szkoły podstawowej.

Jak to się stało, że Piotr Pierzyński dostał propozycję pełnienia obowiązków burmistrza Tuczna? Wojewoda tak sobie siedział, myślał i wymyślił: O! Pierzyński będzie dobry!

– Nie zastanawiałem się nad tym i to nie do mnie pytanie. Nie wiem do czego w ogóle to pytanie zmierza i skończmy na tym, że dostałem propozycję i ją przyjąłem i chcę się z tego wywiązać.

Nie tak szybko. Mniemam, że zadzwonił do pana wicewojewoda Marek Subocz i powiada: ?Piotrek, bierzesz tę fuchę? Dasz radę?? A pan mu na to: ?Biorę, dam radę!? I już.

– Nie znam podstaw tej decyzji, ale tak, zadzwonił do mnie wicewojewoda.

Wiedziałem!

– Zapytał, czy podjąłbym się pełnienia obowiązków burmistrza do czasu wyborów.

Odpowiedź padła od razu?

– Zastanawiałem się nad tym, ale niezbyt długo. Potraktowałem to jak swojego rodzaju wyzwanie.

To była chyba najdłuższa minuta w pana życiu?

– Nie, nie. To trwało kilka dni. Musiałem złożyć wypowiedzenie z dotychczasowej pracy i podjąć ryzyko, że już mogę do niej z powrotem nie zostać przyjęty. Trudne to było tym bardziej, że nie do końca było wiadomo, czy premier powoła taką osobę. Mogłem zostać z niczym.

Jak wyglądał pana pierwszy dzień w urzędzie? Przez całą drogę do Tuczna zadawał pan sobie pytanie, co tam będzie w sumie robił?

– Nie miałem takich obaw. Mam spore doświadczenie w pracy z ludźmi, tylko przez chwilę się zastanawiałem jakie może być przyjęcie. Jadąc zdałem sobie sprawę, że nikogo tam nie znam i nikt nie zna mnie. I szybko doszedłem do wniosku, że to chyba nawet dobrze. Postanowiłem, że będę dużo rozmawiać z ludźmi i postaram się ich łączyć, a nie dzielić. Nie będę zwracać uwagi na to, co było przede mną. Wracając do wątku rozmowy, to sprawy potoczyły się bardzo dynamicznie. O godzinie 12.00 w Szczecinie otrzymałem akt powołania, a o 14.00 już było pierwsze spotkanie w urzędzie. Jestem osobą otwartą, lubię spotkania z ludźmi i z nimi rozmawiać, teraz jest to mocno ograniczone przez pandemię, jednak staram się przyjąć każdą osobę w gabinecie, wyłuskać problemy i jak najszybciej znaleźć rozwiązania. Z pracownikami były spotkania w mniejszych grupach, podczas których pokazałem kierunek, jaki chciałbym, żeby został obrany. Ma to związek przede wszystkim z przestrzeganiem Kodeksu Pracy i obowiązków. Nie planuję żadnej rewolucji, chociaż co dało się zauważyć, to ten urząd pracuje w minimalnym składzie. Na pewno problemem jest brak sekretarza, który pozwoliłby na utrzymanie ciągłości pracy w okresie przejściowym po referendum. Tu nie było nikogo, kto mógłby autoryzować dokumenty, dlatego chociażby przedłużył się termin wypłaty akcyzy dla rolników. Dyskutujemy już o zmianach w budżecie, o spisie rolnym, omawiamy wiele zagadnień związanych z funkcjonowaniem urzędu. Podchodzę do tego wszystkiego bardzo poważnie i poświęcam temu bardzo dużo czasu. Nie chcę popełnić błędu, który mógłby negatywnie skutkować w przyszłości i unikam decyzji, które wykraczałyby za okres mojego pobytu w Tucznie. Moim zadaniem jest spowodować, żeby urząd nie przestał sprawnie funkcjonować.

Z kim już pan rozmawiał?

– Zbieram informacje ze wszystkich stron. Nie traktuję tych spotkań na te z klubu koalicyjnego i opozycji. Wysłuchuję wszystkich. Argumenty i postulaty z każdej strony są istotne. Inny punkt widzenia nie oznacza, że jest on zły. Wiele spotkań już za mną i wiele jeszcze przede mną. Chciałbym, żeby Rada Miasta zaczęła ze sobą współpracować.

To jest w ogóle możliwe?

– Tak sądzę. Uznam za sukces, jeżeli Rada jednogłośnie zagłosuje nad projektem budżetu i za wszystkimi zmianami, które są niezbędne. Muszę jeszcze podkreślić ogromną rolę pani skarbnik. To niezwykle profesjonalna osoba i wiem co mówię, bo nie jestem laikiem, kiedy rozmawiam o finansach samorządowych. Powiem tak: to nie skarbnik, to skarb. Ogólnie można powiedzieć, że pracownicy są bardzo merytoryczni, aktywni i chcą współpracować.

Mimo że w tym urzędzie przepracował pan całe 6 dni, to już udało się panu odebrać inwestycję.

– Tak.

– I jak?

– Wskazałem wykonawcy wszystkie wady, które powinny być usunięte. Jestem dokładny, znam się na rzeczy, poza tym prowadziłem prace wykończeniowe w swoim domu i zwracam dużą uwagę na szczegóły. Porządku nauczyło mnie też wojsko.

Poznał już pan problemy z jakimi borykają się mieszkańcy miasta i gminy Tuczno?

– Niektóre już poznałem. W przyszłym tygodniu będę podejmował pewne działania. Są też rzeczy, nad którymi nie trzeba się zastanawiać, tylko od razu działać.

Odbył pan już bardzo dużo spotkań, m.in. z przewodniczącym Rady Miejskiej, radnymi, dyrektorami szkół, przedszkola, pracownikami urzędu? Podobno jak widzi pan sołtysa, to się pan od razu zatrzymuje, żeby z nim porozmawiać. Jak pan jest odbierany przez tutejszą społeczność?

– To pytanie nie do mnie.

Wiem, ale jakie są pana odczucia?

– Mam nadzieję, że jestem dobrze odbierany.

Jest pan już rozpoznawalny na ulicy?

– A po czym to poznać?

Między innymi po tym, że ktoś się do pana uśmiecha i mówi dzień dobry, a tego kogoś widzi pan pierwszy raz w życiu.

– Tak, zdarzają się takie sytuacje. Podkreślę jeszcze raz, że rozmowa z ludźmi jest najważniejsza. Dopóki się z nimi kontaktuję, to znam ich potrzeby.

W jakiej kondycji jest gmina?

– Wszystko idzie w dobrym kierunku. Jest dużo rozpoczętych inwestycji i planów, za co chciałbym podziękować poprzedniemu kierownictwu. Na ten moment w mojej opinii żadna inwestycja nie jest zagrożona.

Jak to nie? Dyrektor ZGKiM Wojciech Narel alarmuje, że zagrożona jest inwestycja polegająca na modernizacji stacji uzdatniania wody w Rzeczycy?

– Czytałem w waszej gazecie. Ten list niepotrzebnie wywołał niepokój. Chodziło o to, że termin podpisania umowy mija, a on sam w między czasie podjął starania, żeby ten termin został wydłużony. Więc w terminie się zmieścimy. Pozostaje tylko kwestia, czy Rada podejmie decyzje o przeznaczeniu około 30 tysięcy. Wydaje mi się, że nie powinno tutaj być żadnych problemów i uchwała zostanie przyjęta zgodnie z naszą propozycją. Spotykając się z dyrektorami ZGKiM oraz GOK-u wytłumaczyłem, że politykę urzędu prowadzi burmistrz i dobrze by było, żeby tego typu sprawy były wcześniej konsultowane. Niepotrzebnie wyszedł mikroproblem, który zresztą pan dyrektor sam rozwiązał.REKLAMA

Zanim się spotkaliśmy, zasięgnąłem języka w Tucznie. Mówią, że Pierzyński, to: ?taki dobry i swój chłop?; ?miły i spokojny?; ?nie można się do niego na razie o nic doczepić?; ?wydaje się konkretny?; ?przyszedł, żeby zrobić porządek?. Jednak czy uda się panu pogodzić radnych, którzy wyzywali siebie podczas sesji m.in. od świń albo narkomanów?

– Będę się spotykać ze wszystkimi radnymi i prosić, żeby takie sytuacje nie miały już miejsca.

Lejce trzyma ktoś inny. Burmistrz na sesji jest tylko gościem.

– Zgadzam się, ale gościem najważniejszym, który ma prawo zabierania głosu w każdym momencie. Nie zamierzam ingerować w pracę Rady Miejskiej w żaden sposób, ale wydaje mi się, że te nastroje uda się uspokoić.

Czy dotychczasowy wiceburmistrz Tuczna Janusz Bartczak będzie świadczył pracę do zakończenia okresu wypowiedzenia?

– Odbyliśmy długą i merytoryczną rozmowę. Prawo nie zostawia mi wielkiego pola manewru. Pan Bartczak pozostaje w okresie wypowiedzenia, wykorzystuje zaległy urlop i nie będzie świadczył pracy.

Czyli będzie pan pracować za dwóch.

– No tak, wszystko teraz jest na jednym – moim – biurku.

I jak pan to sam ogarnia?

– Biorę każdy dokument do ręki, czytam go od początku do końca i jak mam wątpliwości, to nie podpisuję, co już się zresztą zdarzało. Analizuję dokumenty i – jeżeli zachodzi potrzeba – to konsultuję. Jeżeli zachodzi potrzeba wyjazdu w teren, to jadę i osobiście sprawdzam. Taka działalność ma służyć mieszkańcom. Poza tym nie chcę zawieść premiera, czy wojewody. Absolutnie nie jest moim celem tylko administrowanie przez te trzy miesiące. Chcę wskazać pewne kierunki i możliwości dla przyszłego burmistrza. To też wskazanie drogi dla pracowników urzędu, kierowników i dyrektorów.

Rozmawiał już pan z byłym burmistrzem Tuczna Krzysztofem Harą?

–  Nie kontaktował się ze mną, ale to ja będę musiał skontaktować się z nim.

Dlaczego?

– Muszę poznać jego opinie na pewne tematy. Potrzebna mi jest jego wiedza.

Powiało grozą.

– Nic takiego. To dotyczy organizacji pracy urzędu.

Już myślałem, że będzie ?grillowanie?.

– Nie. Niczego takiego nie będzie.

Dziękuję za rozmowę.

(Marcin Koniecko)

tekst i foto: (extrawalcz.pl)