?Doktorku, co masz w tym worku? Pyta jeden z małych pacjentów oddziału dziecięcego w Czarnkowie. Wolontariusze fundacji ?Dr Clown” rozdają to, co mają, czyli serduszko pełne uśmiechu. Dziś hitem były bajki czytane przez dr Asię, a także – cytuję – ?Panie klaun, ten twój czerwony kichol świeci… „. To jeden z licznych wpisów na Facebooku Czesława Czynszaka, animatora z Czarnkowa, wolontariusza fundacji Dr Clown, a przede wszystkim człowieka o wrażliwym sercu, który chorym dzieciom oraz ich rodzicom niesie radość i nadzieję. I nawet jeśli ten uśmiech pojawia się tylko na chwilę, to właśnie na tych chwilach zależy mu najbardziej.
Czesław Czynszak z zawodu jest pirotechnikiem, z zamiłowania człowiekiem olbrzymiego serca. Jego przygoda z wolontariatem zaczęła się od …osobistej tragedii. Choroby i śmierci córki.
-Jednym z wielu problemów było karmienie córki przez sondę. Rozśmieszałem ją, jak tylko potrafiłem. Zakładałem na głowę garnek, wygłupiałem się, wtedy ona reagowała i mogliśmy bez trudu i jej cierpienia założyć sondę … – wspomina pan Czesław.
Dziewczynka odeszła… A dla Czesława Czynszaka rozpoczął się nowy etap życia. Wieści o jego darze rozweselania dzieci rozeszły się bowiem po rodzinie i znajomych.
-Często mówili: ?Czesiu, masz chwilę, przyjedź, dziecko mi zachorowało?.
I przyjeżdżał. Z każdym tygodniem, miesiącem, z każdym kolejnym chorym dzieckiem rozwijała się pasja pana Czesława do „czynienia dobra śmiechem”. Rosło jego serce, w kieszeni przybywało czerwonych nosków, a w szafie
nietuzinkowych strojów klauna.
Aż któregoś dnia Czesław Czynszak dowiedział się, że powstała fundacja ?Dr Clown?.
–Znalazłem kontakt do fundacji w Poznaniu i pojechałem. Trochę dziwnie na mnie patrzyli, chyba z racji wieku, bo byłem już wtedy grubo po 40-tce. Ale bez problemu przeszedłem wewnętrzne szkolenia. Nauczyłem się różnych magicznych sztuczek. Co prawda trochę kiepsko żongluję, ale za to świetnie kręcę talerzami, chociaż opanowanie tego triku zajęło mi miesiąc. No i co bardzo ważne – zawsze mam przy sobie czerwone noski. Gdziekolwiek jestem rozdaję je dzieciom.
Jakiś czas temu Czesław Czynszak założył stronę internetową i od tego czasu w kalendarzu brakuje mu wolnych terminów. Zapraszają go przedszkola i szkoły, do których uczęszczają dzieci niepełnosprawne. Odwiedza też lecznice, aczkolwiek w takich przypadkach musi mu towarzyszyć jeszcze jedna osoba. Tego wymagają szpitalne procedury. W tych wizytach najczęściej towarzyszy
mu żona, która w swojej torebce też skrywa kilka czerwonych nosków, bo a nuż jakieś dziecko trzeba będzie rozweselić.
***
–Dlaczego ja, mężczyzna w poważnym wieku robię za klauna? – duma pan Czasław. – Hmm… Wciąż mi się wydaje, że za mało czasu poświęcałem chorej córce. Ale tego już nie naprawię. Dlatego teraz chcę innym dzieciom, zwłaszcza tym chorym, dać trochę radości. Taka chwila radości potrzebna jest także ich rodzicom. Wiem z doświadczenia, co czuje się przy łóżku chorego dziecka.
Empatia jest bardzo pomocna w wolontariacie. Ale równie ważne są emocje. Jak mówi pan Czesław ? trzeba być silnym emocjonalnie, a to nie jest łatwe. Zwłaszcza, że w jego przypadku cierpienie jakiegoś dziecka, czy jego śmierć przywołuje osobistą tragedię.
–To, oprócz śmierci mojej córki, było najgorszym co mnie do tej pory spotkało. Kilkuletnie dziecko nieuleczalnie chorowało na białaczkę. Leżało w szpitalu. Moja kuzynka, która tam pracowała, powiedziała mu, że zna pewnego klauna, i że on na pewno przyjedzie je odwiedzić. Zapowiedziałem swój przyjazd na konkretny dzień, jednak z pewnych względów pojechałem nazajutrz. Dziecko było już w bardzo ciężkim stanie. Patrząc jak powoli odchodzi wykonywałem różne sztuczki, wygłupiałem się, śmiałem się, ale już przez łzy. Gdy wyszedłem z sali na monitorze pokazała się ciągła linia… Pani ordynator powiedziała mi, że to dziecko umarłoby już wczoraj, ale czekało na klauna. Po tym zdarzeniu pół roku miałem wyjęte z życia…
Ale potem znów zaświeciło słońce i wróciła chęć życia. Pan Czesław wrócił do wolontariatu i do dzieci, przy których – do czego oficjalnie się przyznaje – czuje się dużo młodszy. I chociaż rozbawia już kolejne pokolenie, nie zamierza odwiesić stroju klauna na wieszak i pójść na emeryturę.
-Jestem często zapraszany nie tylko do chorych dzieci, ale również na różne imprezy, ponieważ ludzie mi mówią, że mam w sobie coś, czego zawodowi animatorzy nie mają. Przyciągam do siebie dzieci, a one… chyba mnie lubią. Bo często zdarza się, że jakiś maluch na ulicy pokazuje na mnie palcem i mówi ?mamo, to jest pan klaun?, albo woła za mną ?panie klaun!?
Jak każdy wzięty klaun, pan Czesław może się pochwalić nie tylko sympatią dzieci, ale także bogatą garderobą.
-Jestem stałym bywalcem lumpeksów. Tam są najfajniejsze ciuchy. Gdy wracam do domu z wypchaną reklamówką, żona rozkłada ręce. No bo ta moja ?klaunowa? szafa właściwie już pęka w szwach.
A że na Czesława Czynszaka czeka jeszcze wiele dzieci, które trzeba rozweselić, zatem wszystkie te stroje się przydadzą.
-Będę rozśmieszał, dopóki mi zdrowie pozwoli. I chociaż mam już swoje lata, a i włosy szron przyprószył, to myślę, że do tej mojej siwizny czerwony nochal jak najbardziej pasuje…