Światowa karykatura w Chodzieży

Chodzież Kultura Najnowsze Wydarzenia

CHODZIEŻ. W Chodzieskim Domu Kultury odbyła się wystawa znanego karykaturzysty Sławomira Łuczyńskiego. Rysownik jest laureatem kilkudziesięciu prestiżowych nagród krajowych i zagranicznych. Jego obecność oraz autorska wystawa, były dla mieszkańców Chodzieży, wyjątkową okazją do zapoznania się z jego unikalnymi pracami. W kuluarach artysta opowiadał też o swoim życiu i pracy.

Sławomir Łuczyński to polski rysownik, karykaturzysta i ilustrator. A także do niedawna, były wiceprezes Stowarzyszenia Polskich Artystów Karykatury. Jego rysunki publikowane były między innymi w ?Szpilkach?, NIE, ?Wprost?, londyńskim ?Obserwatorze? oraz Głosie Florydy w USA.  Rysunki Sławomira Łuczyńskiego cechują się charakterystycznym stylem, solidne warsztatowe rzemiosło służy rubasznemu, nieco czarnemu, a nawet makabrycznemu humorowi. Nierzadkie są motywy śmierci, starości i choroby, co nie od razu kojarzy się z satyrą. Łuczyński oswaja horror ostateczności i wyzwala śmiech. Innym gatunkiem uprawianym przez rysownika jest satyra obyczajowa, której celem jest polityka, mechanizmy władzy, codzienność małżeństwa, pijaństwo. W nurcie rysunku Łuczyńskiego są też pozostające w pamięci prace przypominające obrazy surrealistów. Sławomir Łuczyński był także opozycjonistą. W latach stanu wojennego był współpracownikiem podziemnego wydawnictwa ?Pro Patria? w Pabianicach, autorem rysunków, drukarzem pism podziemnych, ulotek i plakatów. W 1982 był współorganizatorem i uczestnikiem akcji ulotkowych w tramwajach na trasie Pabianice-Łódź i pociągach Sieradz-Łowicz, niszczenia plakatów WRON oraz współorganizatorem akcji umieszczenia na cmentarzu w Pabianicach flagi ?S? i tabliczki upamiętniającej ofiary stanu wojennego. W 1983 zorganizował przemyt aparatu fotograficznego do Zakładu Karnego w Hrubieszowie, którym Zbigniew Libera zrobił zdjęcia więźniów na spacerniaku. Największą kolekcję prac Łuczyńskiego ma w swoich zbiorach Muzeum Historii Nowoczesnej w Paryżu. Prace Łuczyńskiego prezentowane były na kilkuset wystawach zbiorowych i ponad 130 indywidualnych w różnych częściach świata.

Edytor

Foto: Sławomir Łuczyński

 

 SPECJALNIE DLA WASZYCH MEDIÓW

 

Szukam swojej drogi ? rozmowa ze Sławomirem Łuczyńskim, światowej sławy karykaturzystą

 

Zna pan Chodzież?

Nie. Po raz pierwszy jestem dziś w Chodzieży. Jedna z obecnych tutaj pań była na mojej wystawie w Poznaniu i zaproponowała mi kolejną u was. Zgodziłem się z przyjemnością, bo lubię jeździć poznawać ludzi i ładować akumulatory do następnej pracy. Takie spotkania zawsze są inspirujące do dalszej pracy. Pochodzę i przyjechałem z Pabianic koło Łodzi.

 Czy urodził się z pan z talentem?

Nie uważam tak. Człowiek jest jak tabula rasa, tyle ma ile się nauczy. Myślę, że zwykle zdolności to tylko jakieś dwadzieścia procent sukcesu. Reszta to praca, praca i praca. Mój ojciec malował. Lubiłem przy nim patrzeć jak to bardzo sprawnie robi i imponowało mi to. Może to był właśnie pierwszy impuls do podjęcia mojej profesji. Nie próbuje jednak rozwiązywać zagadki przyczynowo-skutkowej moich działań. To się po prostu dzieje i głębiej w to nie wnikam. Nie bardzo nawet pamiętam kiedy zaczęła się moja przygoda rysownika. Znajomi z podstawówki przypominają, że miałem zeszyty całe pokreślone obrazkami. Moją pasją była też fotografia. Przyszedł jednak taki moment, że nie byłem w stanie robić dwóch rzeczy na raz. Wtedy jedno robi się kosztem drugiej, a tego nie chciałem. W życiu trzeba decydować. A ja postanowiłem rysować. Dałem sobie wtedy trzy lata na rysunek satyryczny. Po tym czasie miałem zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze.

I co się stało?

Zdecydował los. W pewnym momencie wygrałem ogólnopolski konkurs satyryków w Sieradzu i zostałem zatrudniony w tamtejszej gazecie jako grafik. Harowałem w dosłownym tego znaczeniu trzy lata. Skutkiem tego były jednak nagrody. Także międzynarodowe. Efekt był taki, że porzuciłem fotografowanie. Od tego czasu zdobyłem około osiemdziesięciu nagród zagranicznych i niemal drugie tyle w Polsce. To w sumie daje powody do satysfakcji. ŹLE NIE JEST. Skąd warsztat? Uczyłem się dużo, głównie technik plastycznych. Uczyłem się  tkactwa artystycznego. To było ciekawe, ale zabrakło mi cierpliwości. Gobelin może powstawać nawet kilka miesięcy. To nie było dla mnie. Ołówek jest dużo szybszy. Fotografia, też do końca nie dawała mi satysfakcji i możliwości wyrażania tego co chcę. Rysunek spełniał moje myśli. Okazało się, że mogę dość łatwo przenieść na papier swoje pomysły. I tak się to dzieje do dziś. Kpię sobie z rzeczywistości na papierze.

Co chciałabym pan jeszcze osiągnąć?

Trudno powiedzieć. Ostatnio zrezygnowałem z prezesowania w Stowarzyszeniu Polskich Artystów Karykatury. Okazało się, że jestem bardziej indywidualistą niż organizatorem. Chcę iść swoją drogą. Spostrzegłem też ostatnio ulotność mojej pracy dla gazet. Tutaj życie rysunku trwa tylko tyle ile żyje gazeta. To zwykle jest krótki czas. Wymyśli Lem więc robić satyrę poetycką, taką do powieszenia na ścianę, po to aby jej myśl trwała i była może czyimś drogowskazem. Tą ideą jestem ostatnio zarażony. Chcę to obecnie realizować. Mam domek, pustelnię w naturze. Tam myślę, tworzę, maluję. Szukam ciągle swojej właściwej drogi.

Edytor