Mama 3-letniego Frania błaga o pomoc: Umieram ze strachu, bo jeśli nie nadejdzie ratunek, Franio umrze naprawdę. Synek ma krytyczną wadę serca. Są 2 wyjścia, operacja albo śmierć? Bez operacji Franuś odejdzie w męczarniach, po prostu się udusi? To ostatni moment na ratunek! Na portalu siepomaga.pl trwa zbiórka pieniędzy na opercację chłopca. Brakuje jeszcze 4 milionów…
5 milionów złotych do uzbierania. Zielony pasek rośnie wolno, zbyt wolno w porównaniu do Frania? W jego organizmie zachodzą zmiany i jak tak dalej pójdzie, nasza szansa przepadnie. Uśmiech Frania zgaśnie na zawsze, a wraz z nim jego życie?
Ile on jeszcze da radę, ile jego małe chore serce wytrzyma bez operacji? W żadnym ośrodku w Polsce i w Europie nie dają nam szans? Tylko w USA chcą jeszcze operować. Stan synka pogarsza się z każdym dniem? Rośnie nadciśnienie płucne, które wkrótce na zawsze zdyskwalifikuje Frania z leczenia! Jeśli nie uzbieramy tych środków, Franuś umrze na naszych oczach, przegra walkę o życie?
Bez operacji serca ten 3-letni chłopczyk umrze na naszych oczach! Żaden ośrodek kardiochirurgiczny w Europie nie może już pomóc Franiowi. Został profesor Hanley i szpital w Stanford w USA ? ten sam, w którym szansę na życie dostały inne polskie dzieci o chorych sercach ? Julka, Emil, Antoś, Weronika? Franuś może być wśród nich! Może żyć! Prosimy ? pomóż! Nie ma czasu do stracenia, liczy się każdy dzień! To już naprawdę ostatni moment na ratunek…
***
Synek urodził się ze skrajnie ciężką postacią wady serca. W ogóle nie miał naczyń, które prowadzą krew do płuc… Jak mantrę powtarzałam modlitwę ?Jezu, Ty się tym zajmij?? Trzymałam synka na rękach i czekałam na najgorsze...
O tym, że Franuś urodzi się z wadą serca, dowiedzieliśmy się już w trakcie ciąży. Kurczowo trzymaliśmy się nadziei, że jednak będzie dobrze? Wierzyliśmy w cud, który niestety nie nastąpił. Franuś pojawił się na świecie, nie zdążyliśmy nawet cieszyć się tym szczęściem, bo lekarze mieli dla nas same złe wieści? Słowa, których znaczeń dokładnie nie znaliśmy, zwiastowały śmiertelne niebezpieczeństwo, wobec którego my, rodzice, byliśmy całkowicie bezsilni.
Nasz świat legł w gruzach. To były straszne chwile, pełne ogromnej rozpaczy ? trzymać synka na rękach i wiedzieć, że nikt nie daje mu szans, a nam nadziei? Nie myśleliśmy o tym, jaki Franuś będzie, gdy dorośnie, ale o tym, czy przeżyje… Zamiast szczęścia z życia naszego dziecka był tylko strach, czy zaraz nie nastąpi śmierć. Tak bardzo się o niego baliśmy.
Po ratunek dla synka wyjechaliśmy do Włoch ? w miejsce, w które odesłali nas lekarze z Polski. Tam w szpitalu w Rzymie operuje profesor Carotti, znany kardiochirurg, który podjął się leczenia Franka. Operacja była refundowana przez NFZ ze względu na brak możliwości leczenia synka w kraju. Trwała 12 godzin i miała być całkowitą korektą serca, szczęśliwym zakończeniem historii Frania. Powiodła się. W styczniu wróciliśmy do Rzymu celem poszerzenia naczyń płucnych. Znów dobre wieści – powiedziano nam, że zabieg odbył się bez powikłań. Niestety, prawda była inna?
Niepokoiło nas to, że Franuś jest słaby, szary na twarzy? Ten kolor popiołu był symptomem, że dzieje się coś złego. Pojechaliśmy na echo serca w Polsce? Tam okazało się, że zabieg nic nie poprawił, że znów jest źle. Wylądowaliśmy w szpitalu w Katowicach, gdzie Franuś miał mieć znów poszerzone naczynia płucne. Czekaliśmy na wieści, nie spodziewając się, że nie będą złe, tylko tragiczne? Po trzech godzinach zabiegu przyszedł lekarz. Powiedział nam, że nasze dziecko ma sprawne tylko jedno płuco, że serce jest bardzo przeciążone, że niestety nic nie zrobił i zrobić nie może. W Rzymie doszło do powikłania, co zostało przed nami zatajone. Czuliśmy się oszukani. To, co miało być naprawione, okazało się zupełnie zniszczone?
Zarówno w Polsce, jak i Rzymie uznano, że Franek nie może już być operowany, że nie ma jak go ratować. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Powrócił też strach, ten najgorszy na świecie ? o życie dziecka? W takim stanie, w jakim jest teraz, nasz synek nie dożyje dorosłości. Franuś rośnie, a jego serce w pewnym momencie nie da już rady pompować krwi. Włóknieniu ulegną płuca? Wtedy dla naszego synka zostanie tylko jedna droga ? jednoczesny przeszczep serca i płuc? Dla małych dzieci organów do przeszczepu praktycznie nie ma. Brak leczenia to dla Frania wyrok śmierci. Bez ratunku nasz synek któregoś dnia po prostu się udusi?
Jedyna nadzieja jest za oceanem, w profesorze Hanleyu, który ratuje małe serca, którym nikt inny nie daje szans? Ośrodek w Stanford napisał nam, że Franek jest dla nich kandydatem do operacji. Muszą jednak dokładnie go zbadać. Jeśli okaże się, że synek dostanie kwalifikację, na co liczymy, profesor od razu wykona operację. Franuś dostanie szansę na życie! Koszt jest jednak ogromny? Zera wirują przed oczami ? kilka milionów złotych! To nasza nadzieja na życie naszego dziecka. Nasza szansa, jedyna, jaką mamy, by Franio żył, by dorósł i został z nami.
Jeśli nie zdobędziemy tych pieniędzy, życie naszego synka będzie gasło jak płomyk na wietrze, by w końcu na zawsze zniknąć. Któregoś dnia serce Frania po prostu przestanie bić. Nie możemy do tego dopuścić! Klinika wyznaczy termin, gdy tylko pasek zbiórki pokaże 100%… Nie mamy czasu do stracenia, dlatego błagamy o ratunek!
Rodzice
Franiowi możesz pomóc pod tym linkiem: https://www.siepomaga.pl/serduszkofrania
(Red.)/siepomaga.pl