Życie zamknęło mnie w czterech ścianach, dlatego proszę Was o pomoc…

Najnowsze Regiony Wydarzenia

Sławek ma 54 lata. Mieszka w Wielkopolsce. Od ponad 30 lat jest sparaliżowany. Przeczytaj jego historię i pomóż mu żyć…

„Marzę o tym, żeby być częścią świata, a nie oglądać go tylko zza okna z tym samym widokiem na kawałek podwórka. Nie wiem, obiektywnie czy to wiele ? dla mnie to wszystko. Wiem, że potrzebujących ludzi jest wielu. Ja jestem jednym z nich. Nie wyróżnia mnie nic szczególnego ? moja historia nie ma w tle nic romantycznego, nie ma drugiego dna. Ot, przyziemnie prozaiczna opowieść o tragicznych skutkach wypadku i trudach życia. No i prośba o pomoc. Bo bez niej się nie uda.

Nie będę chodził ? wypadkowi uległem, kiedy miałem 20 lat. Uszkodzony rdzeń, czterokończynowe porażenie z całkowitym brakiem czucia od mostka w dół. To były przerażające informacje, w swojej bezterminowości i docierającej powoli świadomości, co oznaczają. Bo głowa przecież wciąż była zupełnie sprawna. Nie będę mógł chodzić, już nigdy samodzielnie nie wstanę, nie będę mógł poruszać rękoma, nie poruszę nawet jednym palcem dłoni, nie sięgnę po szklankę wody. Do końca życia będę zależny od innych.

Nie było heroicznej walki o sprawność, nie było bowiem sposobu, aby ją odzyskać. Jedyne, co zostało, to znaleźć sposób na to, żeby życie ?jakoś? wyglądało. Uczyłem się żyć od nowa. Mogłem liczyć na opiekę mamy i taty. Tata jednak nagle zmarł, po przeprowadzonym zabiegu koronarografii, od 15 maja 2009 roku opiekuje się mną tylko mama. Jest jednak poważnie schorowana, gdyż jest po dwóch operacjach i od wielu lat ma cukrzycę, która została zbyt późno zdiagnozowana. Obecnie boryka się z problemami kardiologicznymi, nie może wykonywać ciężkich prac. Pochylanie się i dźwiganie narażają mamę również na całkowitą utratę wzroku w prawym oku, jak to się stało w lewym. Stan zdrowia oraz podeszły wiek utrudniają mamie wykonywanie nawet codziennych czynności ? zrobienie zakupów to dla niej wyprawa, związana ze zbyt dużym ryzykiem, przerasta mamy możliwości, a teraz  już nie może mi towarzyszyć, jak to jeszcze było do 2014 roku, gdy jeździliśmy na wspólne wycieczki.

Mieszkam na wsi, nie ma tu właściwie żadnych warunków do transportu takich osób jak ja. Zaraz po wypadku, po powrocie ze szpitala, miałem ogromne opory psychiczne. Wstydziłem się, nie umiałem się przełamać, nie chciałem być widziany w swojej wsi.

W końcu jednak udało mi się pokonać wewnętrzne bariery i dzięki pomocy dobrych ludzi o wielkim sercu, zdobyć przekraczające moje możliwości środki na wózek. Droga do ?samodzielności? była wyboista i długa ? pierwszy wózek nie był odpowiedni, spowodował wiele wywrotek i problemów ? był dobry, ale nie w mojej sytuacji.

Przekazałem go szesnastoletniemu chłopcu, który ? podobnie jak ja ? był uwięziony we własnym domu.

Kolejny wózek był dla mnie spełnieniem marzeń. Mogłem żyć ? zrobić zakupy, załatwić sprawy, zobaczyć ludzi, pomóc mamie.

Umożliwił mi wyjście z domu. Jedno ładowanie baterii pozwalało mi pokonać odległość około 40 km. Jako jedyny w Polsce przejechałem na tym modelu ponad 19 tysięcy km.

Pojawiły się jednak kolejne przeszkody. Wózek jest awaryjny, przez 7 lat jego użytkowania, same silniki napędowe musiałem oddać do naprawy (wymieniać) trzy razy, baterie dwa razy. Każda naprawa to odcięcie mnie od świata i pozbawienie mnie kontaktu z otoczeniem na wiele tygodni. Najdłuższa przerwa serwisowa trwała 5 miesięcy ? wózek trafił do samego producenta w Niemczech. Przez te 5 miesięcy byłem przykuty do łóżka.

Wózek jest niestety tak wyeksploatowany, że jego dalszy serwis i remonty stały się nieopłacalne i na tyle drogie, że nie mogę sobie na nie pozwolić. Znowu tylko 4 ściany?

Wszystko to oznacza w praktyce, że znowu jestem uziemiony w domu. Po domu ? choć z trudem ? mogę się względnie poruszać (w niewielkim zakresie), poza domem, nie mogę wcale. Podobnie, jak przez pierwszych 19 lat po wypadku, nie mogę wyjść poza 4 ściany.

Jest tylko jedno rozwiązanie ? nowy wózek. Musi mieć żyroskopowe sterowanie, umożliwiające przejazd skrzyżowań i skręt z większą prędkością, musi pozwolić na utrzymanie kierunku jazdy na wprost, blisko krawędzi jezdni bez konieczności ciągłej korekty toru jazdy, elektrycznie regulowaną wysokość podnóżków do przejazdu przez krawężniki i progi, wyprofilowane siedzisko z regulacją kąta oparcia, który pozwoli mi dostosować go do potrzeb podczas wielogodzinnego siedzenia, kiedy nikt nie może przesadzić mnie do łóżka. Taki wózek produkuje Otto Bock. A jego koszt to niebagatelne 55 tysięcy złotych.

55 tysięcy, które absolutnie przekracza moje możliwości i dzieli od świata.

Ludzie marzą o locie w kosmos, wielkim domu, luksusowym samochodzie, karierze muzycznej i zawodowych sukcesach. Ja nie łudzę się myślami o odzyskaniu sprawności, wiem, że nie stanę na nogach, nie wykonam ani jednego kroku i że do końca życia będę sparaliżowany. Marzę tylko o tym, żeby móc żyć ? usiąść na wózku, wyjechać z domu, kupić gazetę i móc wysłać samodzielnie list na poczcie.

Jedyną możliwością powrotu do życia, wyjścia z domu i uzyskania częściowej samodzielności, jest zakup wózka. A jedyną możliwością zakupu wózka jest uzyskanie pomocy ludzi o wielkich sercach. Dlatego proszę Cię o pomoc. Proszę o wsparcie mnie w walce o możliwość względnie normalnego funkcjonowania i wydostania się z domu.

Sławkowi możesz pomóc tutaj:

https://www.siepomaga.pl/slawomir-szymski

 (Red.)