Wiecie jakie to uczucie, kiedy w jednej chwili cały Wasz świat się wali? Kiedy krążą nad głową czarne chmury, a Tobie towarzyszą tylko strach, ból i lęk? Wyobraźcie sobie to uczucie, które utrzymuje się przez kilka lat. Dzień w dzień walka o swoje zdrowie i życie, walka z bólem i z samym sobą, żeby się nie poddać, zaciskając zęby żeby nikt wkoło za bardzo się nie martwił, bo przecież 'ja jestem silna, dam radę! To uczucie towarzyszy właśnie mojej ukochanej mamie, ale czas zburzyć to błędne koło i zawalczyć o swoje życie na nowo.
Zacznijmy od początku.. Moja mama – Anna Nożyńska, najwaleczniejsza i najsilniejsza osoba jaką znam, która dla każdego miała otwarte drzwi i serce. Nikomu nie odmawiała pomocy, zawsze wysłuchała i doradziła. Była honorowym dawcą krwi, zapisała się do DKMSu jako dawca szpiku. Uśmiechnięta szalona, pełna życia. Aż do 2015r.. Zaczęło się niewinnie: promieniujące bóle brzucha, mdłości, zawroty głowy. Początkowo można by wszystko wytłumaczyć przebytą wcześniej operacją kręgosłupa, jednak dolegliwości z dnia na dzień przybierały na sile i w bardzo krótkim czasie doszło do wodobrzusza. Wyglądała jak w 6 miesiącu ciąży. Kierunek sor, a tam szybka diagnoza. Pierwsze zderzenie było jak wjechanie rozpędzonym samochodem w mur. Nowotwór złośliwy g2c3 jajników.
Przetransportowali mamę do Poznania, tam przeszła operację usunięcia macicy wraz z jajnikami i jajowodami oraz częścią otrzewnej. Bezpośrednio po operacji włączony cykl chemioterapii z wszczepem portu dootrzewnowego. Leczenie było na tyle radykalne, że w przeciągu miesiąca straciła na wadze przeszło 20kg. Nie była wstanie przyjmować normalnych posiłków, była walka o każdy kęs ze łzami w oczach. Wspomagaliśmy się NutriDrinkami, specjalną dietą wysokobiałkową i leczeniem niekonwencjonalnym, min napary z ziół oczyszczających nerki i wątrobę, żeby była wstanie przyjąć kolejną chemię. Mama jest rodzicem od ponad 10 lat samotnie wychowującym córkę, na chwilę obecną 12 letnią, która jak się domyślacie połowę życia spędziła z widokiem cierpienia i łez. Pamiętam jak dziś, kiedy w dniu operacji mamy, obudziła się zapłakana w nocy z krzykiem pytając 'czy mama umrze?’ Nie wiedziałam co odpowiedzieć wówczas niespełna 6letniemu dziecku.. Wytrwała cykl chemioterapii, bardzo długo dochodziła do siebie i z nadzieją na lepsze jutro patrzyła w przyszłość. Spokój trwał niestety niecałe dwa lata. 2017r nagłe pogorszenie wyników, rezonans na cito, kolejna diagnoza – przerzuty na jelito. Kolejna operacja, kolejny cykl chemioterapii. Nabawiła się głębokiej depresji, bo ile można wytrzymać..
Wdrożono leki, było bardzo ciężko ale i to przetrwała. Najbardziej bolesne zderzenie miało miejsce w 2020r. Pojawiły się niewyobrażalnie silne bóle głowy, zawroty, światłowstręt, wymioty. Doszło do momentu kiedy patrząc na zegarek, nie była wstanie odpowiedzieć która jest godzina. Zadawaliśmy sobie pytanie co się dzieje?! Przecież wyniki tomografii nie wskazywały na nic niepokojącego. Po raz kolejny kierunek sor, tam wykonali rezonans magnetyczny głowy. Okazało się, że to przerzut nowotworu do mózgu. Na cito została przetransportowana do kliniki w Bydgoszczy. Nasza nadzieja obumierała z minuty na minutę, milion myśli w głowie, musiałam przygotować się na najgorsze. Musiałam przygotować na to młodszą siostrę.. Ale i tym razem się udało!!! Dobę po wycięciu 'ogórka’ z głowy wstała z łóżka i pomagała innym pacjentom w pójściu chociażby do toalety. Dla mnie jest bohaterką. W międzyczasie pojawiły się też wznowy w mózgu, w tym przypadku została tylko radioterapia, ponieważ chemia niewystarczająco przechodzi przez barierę krew-mózg. I nastała cisza na około pół roku.
Od lutego bieżącego roku miała wrócić po 2 letniej przerwie do pracy ale niestety.. W styczniu br. w wynikach tomografii brzucha pojawiły się zmiany o charakterze meta (przerzuty), a dokładniej powiększone węzły chłonne przy nadnerczach, w marcu ma zapaść decyzja o kolejnej chemioterapii. Dodatkowo kolejne zmiany w mózgu, kolejna radioterapia, lecz tym razem nie mogą być naświetlane wszystkie zmiany, bo może dojść do martwicy mózgu. Niestety przez ostatnie naświetlanie doszło do sporego obrzęku, który spowodował niedowład lewej ręki i częściowy zanik mięśni twarzy. Przez wszystkie przebyte choroby ma pierwszą grupę niepełnosprawności i na dzień dzisiejszy nie ma mowy, żeby mogła wrócić do pracy, a życie kosztuje. Nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie mogła pracować.. Na chwilę obecną czekamy na kolejny rezons głowy (musi minąć trochę czasu po ostatnim naświetlaniu) i będziemy starać konsultować mamę gdzie się da. Mama ma do spłaty kredyt, który zaciągnęła w 2020r po operacji, żeby poprawić sobie i mojej siostrze warunki życiowe. Wcześniej miała kocioł na węgiel i codzienne bieganie na 2pietro z węglem było wykluczone. Dzięki remontowi obecnie ma ogrzewanie gazowe i nie musi się już martwić o ciepło w domu. Ale opłaty rosną, kosztują lekarstwa, dojazdy do lekarzy i na badania, kosztują wizyty prywatne. Po rozmowie z neurologiem chciałybyśmy wdrożyć lek, który nie jest refundowany, i niestety są to dla nas ogromne koszta. Mama ledwo wiąże koniec z końcem, wiecznie na coś brakuje, nie mówiąc o potrzebach nastolatki. Dlatego zwracam się o pomoc dla mojej wspaniałej Mamy. Każda grosz jest na wagę złota, żeby polepszyć jej standard życia i nie martwić się o pieniądze. Zrobię wszystko, poruszę niebo i ziemię żeby mama mogła się cieszyć życiem, spędzać czas z wnukami i wrócić do swojej pasji jaką jest szycie. Wierzę w to, że jeszcze pojawi się uśmiech na jej twarzy. Wierzę, że przyjdzie czas, kiedy otworzy rano oczy, zacznie dzień bez bólu i będzie mogła wyjść ze mną na spacer o własnych siłach.
Więcej informacji: https://zrzutka.pl/sg55tx