Rządząca koalicja przechodzi od słów do czynów i rozpoczyna prace nad legalizacją marihuany. Niemcy tym samym mogą stać się największym rynkiem konopnym w Europie, a nawet i na świecie. Eksperci już wyliczają, z tego tytułu do budżetu państwa mogą popłynąć setki milionów euro. Nie oznacza to jednak, że skręta będzie można zapalić na ulicy tak samo, jak papierosa.
Już wkrótce koalicja SPD, FDP i Zielonych zaproponuje projekt ustawy legalizującej marihuanę, co będzie spełnieniem ich przedwyborczych obietnic. Rozpoczęcie prac potwierdził w maju na Twitterze minister finansów Christian Lindner. „Pytanie, które zadaje mi wiele osób: ‘Kiedy Bubatz [potoczna nazwa marihuany rekreacyjnej w Niemczech] będzie legalny?’. Powiedziałbym, że już niedługo” – napisał.
Potencjalne korzyści społeczne przewyższają straty
Zgodnie z zapowiedziami ministra zdrowia Karla Lauterbacha, prace nad nią potrwają do końca listopada, a pod koniec 2022 r. pokażą szczegóły swojej propozycji. W rozmowie z gazetą „Handelsblatt” zaznaczał, że choć zawsze był przeciwnikiem legalizacji, to ewentualne korzyści płynące z tego działania przewyższają koszty społeczne związane z penalizacją.
– Zawsze byłem przeciwnikiem legalizacji marihuany, ale mniej więcej rok temu zmieniłem swoje stanowisko – stwierdził Karl Lauterbach.
Jürgen Neumeyer z Cannabis Business Industry Association w rozmowie z „Deutsche Welle” podkreślał, że przez lata u naszych sąsiadów istniało przekonanie, że zakazanie marihuany przyczyni się do obniżenia jej spożycia. Jednak rzeczywistość pokazała, że jest odwrotnie. Konsumenci poszukują towaru – często wątpliwej jakości – z nielegalnych źródeł, a wpływy trafiają wyłącznie do organizacji przestępczych.