4-letnia Wiktoria z Chodzieży choruje na guza mózgu. Szansą na wyzdrowienie jest operacja, a następnie kosztowna terapia w Niemczech. Pomóc może każdy z nas! Ruszyła zbiórka na portalu siepomaga.pl.
Ten dzień pamiętam, jak dziś. Była sobota, wczesny ranek. Wiktoria po przebudzeniu zaczęła się uskarżać na ból głowy, potem pojawiły się wymioty. Nie czekając dłużej postanowiliśmy z żoną, że pojadę z córeczką do szpitala do Poznania. Czułem, że dzieje się coś niedobrego, lecz mimo wszystko liczyłem, że może to jakiś wirus, infekcja lub niegroźne powikłania po covidzie…
Lekarz zalecił tomograf, którego wyniki zmieniły nasze życie na zawsze. Te słowa: “Pana córka ma guza mózgu, jest duży i w brzydkim miejscu…” – zapamiętam do końca życia. Uczucia, które wtedy się pojawiły nie potrafiłem zidentyfikować, płakałem jak dziecko. Moje pierwsze myśli potęgowane były przez strach o jej życie i świadomość, że jeśli Wiktoria umrze to ja też tego nie przeżyje.
Dalsze wydarzenia potoczyły się już szybko. Przeżywając horror robiliśmy wszystko, co mówili lekarze. Obserwacja, rezonans, karetka do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, kolejne badania i pilna operacja ratująca życie. Przed operacją mówiono nam jak bardzo jest ryzykowna oraz jakie mogą być następstwa. Byliśmy z żoną przerażeni… Operacja trwała długie, niekończące się godziny. Po zakończeniu lekarz prowadzący powiedział, że operacja się udała, a guz usunięto. Wikusia nie chodziła przez miesiąc, lewa strona jej ciała jest niewładna, pogorszył się wzrok oraz koncentracja uwagi.
Kilka dni później przyszły wyniki badań histopatologicznych – okazało się, że walczymy z gwiaździakiem włosowatokomórkowym. Ten rodzaj guza ma tendencje do odrastania i dalszego, wieloletniego leczenia… I niestety – w przypadku naszej córeczki, guz również odrasta. W Polsce w takich przypadkach lekarze zaproponowali półtoraroczną chemioterapię, lecz bez gwarancji, że ona zadziała.
Szukając innych rozwiązań, trafiliśmy do Tubingen i profesora Schumanna. Ten wybitny neurochirurg orzekł, że pomimo bardzo trudnej lokalizacji guza, jest w stanie go wyciąć w całości oraz ustabilizować stan córeczki. Wraz z konsultacją otrzymaliśmy kosztorys – prawie 400 tysięcy złotych. Dla nas to kwota nieosiągalna, a czasu mamy niewiele. Guz rośnie, a wraz z nim zagrożenie zdrowia i życia Wiktorii. Nie opuszcza nas wiara, że mimo wszystko uda się ją zebrać, a nasza córeczka odzyska dzieciństwo, w którym nie ma miejsca na chorobę. Każda wpłata, udostępnienie, zaangażowanie się w zbiórkę – to realny wpływ na ratunek. Z całego serca prosimy o wsparcie!
Wzmocnieni opiniami pacjentów oraz ogromnym doświadczeniem profesora, wiemy, że podjęliśmy najlepszą decyzję dla naszej córeczki – jej zdrowia i życia. Wiemy, że cierpienie i ból będzie częścią jej powrotu do zdrowia. Lecz jeśli jest szansa, by je ograniczyć i zminimalizować – musimy zrobić co w naszej mocy, by chronić naszą dziewczynkę.
Rodzice