DOLASZEWO. Przydrożne kapliczki od wieków wtopione są w polski krajobraz. Stanowią jego nieodłączny element. Stawiano je m.in. dla upamiętnienia wydarzeń historycznych, dla ochrony przed „złem” , lub z wdzięczności za otrzymane łaski. Właśnie takim dziękczynnym wotum są maryjne kapliczki, które miesiąc temu temu pojawiły się wzdłuż ścieżki rowerowej prowadzącej z Dolaszewa do Cyku. Ich twórca – pan Krzysztof, mieszkaniec wsi przyznaje, że są darem dla wszystkich, którzy pomogli mu w walce z COVIDEM i jego powikłaniami. Ale nie tylko. – W ten sposób chciałem też zaznaczyć, że jesteśmy religijnym narodem. Przecież w polskiej tradycji zawsze stawiało się krzyże i kapliczki na rozstaju dróg. Stwierdziłem, że u nas też tak może być. I skromnie dodaje: – Daj Boże, aby te moje kapliczki ostały się dla potomnych…
Historia z kapliczkami zaczęła się od koronawirusa, który zaatakował organizm pana Krzysztofa. I chociaż mężczyzna wyszedł z choroby, to COVID pozostawił po sobie sporo powikłań, z którymi ten jeszcze długo będzie się zmagał. Na tę walkę – jak mówi – jest przygotowany, ponieważ wspierają go – także modlitwą – bliscy, znajomi i przyjaciele. Im wszystkim, a także personelowi medycznemu za troskliwą opiekę pan Krzysztof postanowił podziękować. Zrobił to w piękny sposób…
Z kilku surowych desek zbudował kapliczkę maryjną. Stanęła tuż przy posesji. Mężczyzna uznał, że to jednak zbyt mało i w krótkim czasie wykonał jeszcze kolejne cztery. Z podobnego materiału i w podobnym stylu. Rozmieścił je wzdłuż ścieżki pieszo-rowerowej prowadzącej do Kotunia.
-Ludzie pytają mnie, dlaczego nie zrobiłem 14 kapliczek, tyle, ile jest stacji drogi krzyżowej, czy 12, jak liczba apostołów. Wyjaśniam im, że są to kapliczki maryjne, więc jest ich pięć, ponieważ tyle cząstek ma różaniec. Jeśli tylko ktoś będzie chciał, może pójść na spacer właśnie z różańcem w ręku. Moja 92-letnia mama była jedną z pierwszych osób, które w taką modlitewną drogę się wybrały.
Drewniane kapliczki urzekają swoją prostotą. Z każdej na przechodniów spogląda figura Matki Boskiej. Dwie największe p. Krzysztof otrzymał od proboszcza parafii pw. św. Jana Bosko w Pile. Pozostałe podarowali znajomi, gdy dowiedzieli się o planach mężczyzny.
Przy każdej kapliczce stoi ławeczka, na której spacerowicze czy rowerzyści mogą przysiąść, odpocząć, posilić się, zadumać…
–Wcale nie muszą się modlić. To, że zrobiłem te kapliczki i umieściłem je przy ścieżce, którą często przemieszczają się mieszkańcy wsi, nie jest żadną sugestią z mojej strony. Ja nie próbuję i nie zamierzam nikogo nawracać na wiarę. Bo i takie opowieści krążą po Dolaszewie – ubolewa p. Krzysztof.
Nie da się ukryć, że od samego początku jego kapliczki budzą duże zainteresowanie. Ludzie chodzą i podziwiają. Zmieniają kwiaty, podlewają, a jeden z sąsiadów już zaczął sadzić przy nich paprocie.
– Kapliczki są tak wkomponowane w krajobraz, że robią wrażenie. Na pewno nie wszystkim się podobają. Głosy krytyki – nie tyle dotyczące ich wyglądu, co samego pomysłu, że to niby samowolka – też do mnie docierają. To przykre. Uważałem bowiem i nadal uważam, że jesteśmy narodem katolickim, i że moje kapliczki nie będą nikomu przeszkadzać. A wręcz przeciwnie. Daj Boże, aby się ostały…
Mamy nadzieję, a nawet pewność, że owe przydrożne kapliczki pomiędzy Dolaszewem a Cykiem pozostaną. I nikt ich nie zniszczy. Bo… czy ktoś odważy się podnieść rękę na Maryję? Nawet, jeśli uważa, że jest to tylko figura..?
(Red.)
Fot. Pan Krzysztof