Fiat 126p, którego odbudowywali Mateusz Sromała, Robert Żak, Grzegorz Ogórek i Rafał Filipkowski został oficjalnie zaprezentowany i przekazany Fundacji Złotowianka. Licytacja auta wystartowała od 40 tys. złotych. Potrwa do 10 lipca.
Ta historia mogłaby posłużyć za scenariusz na dobry film fabularno-dokumentalny. Zaczęło się od szczytnej idei, czyli zakupu zmęczonego auta, które – po wyremontowaniu – zostanie zlicytowane w charytatywnym celu. Chodziło o wsparcie leczenia Jakuba Grzesika oraz pozostałych podopiecznych fundacji Złotowianka. Pomysł zmobilizował do działania grupę przyjaciół. Każdy z nich jest fachowcem w innej dziedzinie, od mechaniki, po blacharstwo i lakiernictwo, na logistyce kończąc. Wykorzystali swoją wiedzę, umiejętności i doświadczenie, by dosłownie z prawie niczego zrobić COŚ.
Maluch!
Zaczęło się od wyboru auta. Maluch wydawał się dobrym autem do takiego projektu. Nieduży, popularny, relatywnie niedrogi. Oczekiwania szybko jednak starły się z rzeczywistością. Wytypowane przez internet samochody, mające posłużyć za bazę, na miejscu okazywały się gruzami. W końcu ponad 200 kilometrów od domu trafił się on: fiat 126p elegant, zwany już wówczas oficjalnie maluchem z rocznika 2000, czyli ostatniego roku produkcji tego auta. Gdy poprzedni właściciel dowiedział się, jaki los czeka jego auto, oddał je za dużo niższą niż wyjściowa kwotę. Do Krajenki na lawecie dotarł ?malec?, który miał czarne – smutne wnętrze, granatowe nadwozie z matowym – spłowiałym lakierem i kilka ognisk korozji. Plusem było za to, że odpalał, jechał, skręcał i hamował jak należy. Jednak w głowach chłopaków był już pomysł na ten samochód. Stwierdzili, że nie odejdą za daleko od oryginału, jednak auto, za sprawą przemyślanych dodatków, zyska osobliwy charakter.
Do ostatniej śrubki
Ponieważ od początku ten projekt zakładał solidność i rzetelność wykonanej pracy, maluch został rozebrany niemal do ostatniej śrubki. Mechaniką zajęli się Mateusz Sromała i Robert Żak. Grzegorz Ogórek wraz z pomocnikami pracował przy nadwoziu, lakierując je na niezwykły kolor, który mieni się w słońcu tysiącami odcieni. Rafał Filipkowski dostarczał potrzebne materiały i części. Wielu wielbicielom klasycznej motoryzacji taka odbudowa zajmuje rok albo i dłużej. Oni uporali się z całością w ciągu zaledwie trzech miesięcy i, co ważne, nie ucierpiała na tym jakość. W projekt zaangażowali też inne osoby. Robert Łobodziński, znany z kunsztownych wyrobów ze skóry, obszył nową, sportową kierownicę. Tomasz Przybylski wykonał nową biało-błękitną tapicerkę. Zadbał przy tym o detale, jak np. uchwyt na parasolkę na tylnym podszybiu. Mateusz Marczykowski wykonał pełen detailing nadwozia i wnętrza. Maluch został zabezpieczony powłoką ceramiczną, a wnętrze zaimpregnowano. Ponadto ozdobił je sportowymi pasami, które sprawiły, że obniżone nadwozie na szerokich felgach zyskało na rasowości.
Finał
Dlaczego ta historia nadaje się na film? Bo trzymała w napięciu do samego końca. Ostatnie prace przy maluchu skończyły się kilka godzin przed jego oficjalną prezentacją w minioną sobotę. Wszystko zostało jednak dopięte na ostatni guzik. Za sukces należy uznać też samo motoryzacyjne święto, które wydarzyło się w Krajence. Ogromna parada klasyków i nie tylko, tłumy publiczności i klimat imprezy, przy której wielokrotnie wspominano, że powstała z potrzeby serca. Punktem kulminacyjnym było przekazanie kluczyków i dowodu rejestracyjnego fiata, który tego dnia stał się własnością Fundacji Złotowianka. Zgodnie z wolą ekipy, która odrestaurowała auto, jego cena wywoławcza to 40 tys. złotych. Licytacja wystartuje lada dzień. Tych, którym suma ta wydaje się wygórowana, odsyłamy na portale aukcyjne, by poszukali równie ładnie wykonanego auta, które jest jak nowe. Taniej raczej nie będzie.
Więcej o licytacji na fundacjazlotowianka.pl
Sz. Chwaliszewski