WAŁCZ. Przed laty Skaldowie doceniając rolę pocztowego doręczyciela śpiewali w swoim przeboju, aby wszyscy schodzili z drogi, bo listonosz jedzie. Dziś na Chrząstkowie listonosz dociera tylko do zgromadzonych w jednym miejscu kilkudziesięciu skrzynek, często nie zadając sobie trudu segregowania korespondencji. Po prostu wrzuca listy jak leci do jednej przypadkowej skrzynki.
W tej odległej od Urzędu Pocztowego nr 1 dzielnicy Wałcza mieszka spora grupa ludzi, a ich domy znajdują się często w sporej odległości od głównej drogi. Dlatego, pewnie dla wygody, listonosza w trzech miejscach ustawiono rzędy pocztowych skrzynek, które są własnością poczty i ta instytucja winna o nie dbać. Jednak w wyniku czynników atmosferycznych, czy też bardziej działalności wandali ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia.
-Mieszkamy na Chrząstkowie i choć od dawna jesteśmy w granicach miasta to urzędnicy często się mylą i zaliczają nas do gminy – opowiada pan Waldemar (nazwisko do wiadomości redakcji). –Taka sytuacja mocno nas irytuje. Listonosz nie dostarcza korespondencji bezpośrednio do domów, lecz wrzuca do ustawionych w jednym miejscu kilkudziesięciu skrzynek. Do niedawna prawie wszystkie skrzynki miały powyłamywane drzwiczki, a korespondencje „roznosił” wiatr. Udałem się z interwencją na pocztę i w ubiegłym roku poradzono mi, aby kupił skrzynkę i założył przy domu. Tak uczyniłem, jednak listonosz dalej wrzucał listy do tych uszkodzonych skrzynek. Ponownie interweniowałem, a urzędniczka stwierdziła, że udzieli doręczycielowi reprymendy. Jednak nadal listy trafiały nie tam, gdzie powinny, a podczas mojej kolejnej wizyty na poczcie urzędniczka zmieniła ton. Stwierdziła, że listonosz nie chce nosić listów do poszczególnych domów i łatwiej jest mu pozostawiać korespondencje w jednym miejscu. Nie można go do niczego zmusić i ona praktycznie nic nie może.
To że doręczyciel dociera tylko do grupy skrzynek, nie jest tak wielkim problemem. Wydaje się, że większy kłopot kierownictwo wałeckiej poczty ma z korespondencją, która trafia pod niewłaściwy adres.
-Do mojej skrzynki zaczęła trafiać korespondencja adresowana do kogoś innego – dodaje pan Waldemar. -Czego tam nie było. Listy z sądu, Urzędu Skarbowego, czy też od komornika. Kiedy zgłosiłem ten problem na poczcie, zabrano mi obce listy, a mnie po prostu spławiono. Jedynym efektem moich interwencji jest modernizacja części skrzynek, lecz inne nadal są uszkodzone i wszystko odbywa się jak dawniej, tylko w trochę mniejszej skali. Nadal do mojej skrzynki trafiają listy adresowane do innych odbiorców i mam tej korespondencji już pokaźną stertę. Chyba odeślę ją do centrali Poczty Polskiej w Warszawie.
Oczywiście skontaktowałem się z przedstawicielką wałeckiej poczty. Miła pani spisała moje pytania, numer telefonu, obiecała porozumieć się ze swoimi zwierzchnikami i zadzwonić. Rzeczywiście po dwóch godzinach odebrałem telefon, jednak usłyszałem, że jedyną osobą, która może rozmawiać z prasą jest rzecznik w Warszawie. Zapytałem więc rzecznika o naprawy skrzynek, co zrobić z mylnie doręczoną korespondencją i dlaczego pracownicy poczty w rozmowie z prasą nie podają swoich nazwisk? Odpowiedź był długa, lecz niewiele wyjaśniająca. W mailu stwierdzono, że „Naprawy skrzynek przydrożnych są realizowane w miarę możliwości”. Ponadto: „Nie odnotowujemy żadnych zgłoszeń od klientów, dotyczących mylnie włożonej korespondencji w tym rejonie”, jednocześnie asekuracyjnie dodając, że: „Przesyłki, które trafiają do klientów, którzy uznają, że nie są ich adresatami, prosimy o zwrócenie do UP nr 1 Wałcz, abyśmy mogli doręczyć je zgodnie z oznaczeniem adresowym”. Rzecznik stwierdził również, że: „Każdy pracownik Poczty na początku rozmowy podaje nazwę urzędu, imię i nazwisko oraz stanowisko służbowe”.
Jakby na potwierdzenie tych słów mailowe wyjaśnienia podpisano anonimowo: Biuro Prasowe Poczta Polska S.A.
Tekst i foto: Piotr/(extrawalcz.pl)