Wojna o dziecko

Najnowsze Wałcz Wydarzenia

WAŁCZ. Droga sądowa została już wyczerpana, zapadł prawomocny wyrok i córka mieszkanki Wałcza może jej zostać odebrana siłą i odesłana do ojca do Niemiec. Wojna rodziców o 8-letnią Maję trwa od sześciu lat, a obecnie tylko kasacja nadzwyczajna może spowodować, że dziewczynka pozostanie w Polsce.

Anna W. (nazwisko do wiadomości redakcji) wyjechała do Niemiec w 2002 roku. Trzy lata później wyszła za mąż za obywatela tego kraju, a w roku 2013 na świat przyszła Maja. Życie jej rodziców nie układało się jednak pomyślnie i w 2015 roku nastąpiła separacja. Trzy lata później nastąpił rozwód. Od czasu rozstania trwa pomiędzy rodzicami wręcz wojna o sprawowanie opieki nad dzieckiem (które posiada polskie i niemieckie obywatelstwo – przyp. aut.), w którą aktywnie zdecydowanie po stronie ojca – jak twierdzi Anna W. – zaangażowały się instytucje niemieckiego państwa. Mając dość – jak uważa – dyskryminacji w marcu 2020 roku zabrała dziecko i przyjechała do Wałcza.

W 2015 roku już w czasie separacji córka odwiedzała swojego ojca, lecz po powrocie do domu zauważyłam u niej dziwne zachowania – opowiadała Anna W. – Zgłosiłam do Jugendamtu (Niemiecki Urząd ds. Dzieci i Młodzieży – przyp. aut.) fakt molestowania córki przez ojca i przez dwa lata urząd na to nie reagował. Ojciec Mai miał ograniczone prawo do widzeń z córką, lecz urząd, niepomny moich sygnałów co jakiś czas zwiększał to prawo. Kiedy po rozłące córka spotykała się z ojcem na trzy godziny dziennie nie obserwowałam jeszcze takich niepokojących zachowań. Szybko kontakty zostały zwiększone do 5 i następnie 7 godzin i odbywały się bez żadnego nadzoru. Po powrocie córka cały czas dotykała się w okolice intymne, pokazywała zadowolenie, wpada w jakiś trans i bardzo mocno się pociła. Z czasem to narastało, a wszyscy dookoła urzędnicy i nawet lekarz przekonywali mnie, że jest to normalne u małego dziecka. Sama nie zgłosiłam faktu molestowania na policję, ponieważ chciałam zachowania córki omówić ze specjalistkami. Byłam zastraszana przez urzędników, perswadowano mi, że mogę zniesławić byłego męża oraz terroryzowana przez jego rodzinę i adwokata. Robiono wszystko, aby nie zgłosić tego faktu na policję. Jugendamt bardzo silnie ingerował w prywatne życie moje i mojej córki. Doszło nawet do tego, że Maję usilnie chciano skierować do szkoły specjalnej, pomimo tego, że badania wskazywały na jej prawidłowy rozwój. Po prostu szukano pretekstu do odebrania mi dziecka. W Polsce stwierdzono prawidłowy rozwój, a Maja pierwszą klasę ukończyła z bardzo dobrymi ocenami. Obawiam się, że oddanie dziecka ojcu bardzo źle wpłynie na stan psychiczny mojej córki.

Po wyjeździe dziewczynki wraz z matką do Polski ojciec Mai zwrócił się do polskiego sądu o wydanie córki i sądy w dwóch instancjach przyznały mu rację. Nakazały, aby dziewczynka wróciła do Niemiec.

W Sądzie Apelacyjnym 20 lipca 2021 roku zapadło postanowienie utrzymujące w mocy postanowienie Sądu Okręgowego w Szczecinie nakazujące powrót dziecka na teren Niemiec – mówił pełnomocnik Anny W. mecenas Marek Klocek. – Sąd oparł się na wykonanej w Niemczech opinii mówiącej, że nie dochodziło do jakichś nieprawidłowości ze strony ojca. Natomiast w pierwszej instancji były zgłoszone dowody w postaci nagrań obrazujące stymulujące się dziecko – przyznam szczerze, że byłem zatrwożony oglądając ten materiał – a ponadto zgłoszono wniosek o badanie dziecka przez sądowych specjalistów. Jestem zdumiony, że do takiego badania nie doszło, ponieważ rozstrzygałoby ono wszelkie wątpliwości. Odrzucono także nagrania. Sąd pierwszej i drugiej instancji oparł się wyłącznie na niemieckiej opinii, która już w Niemczech była podważana. Obecnie skargę kasacyjną od tego orzeczenia może wnieść tylko Prokurator Generalny, Rzecznik Praw Dziecka oraz Rzecznik Praw Obywatelskich. Z naszej inicjatywy przed SA w Warszawie wystąpił RPD, lecz na chwilę obecną po zapoznaniu się z aktami sprawy nie mam informacji aby zdecydował się wnieść skargę kasacyjną. Wiem, że akta zostały przekazane do Prokuratury Krajowej. Cała droga sądowa w Polsce została więc wyczerpana i pozostała tylko kasacja. Problem jest jeszcze bardziej skomplikowany, ponieważ na chwilę obecną zostało wydane przez Sąd Okręgowy w Szczecinie postanowienie nakazujące przymusowe odebranie dziecka matce i może to nastąpić w każdej chwili.

Wątpliwości do postępowania sądów jest znacznie więcej – dodał prezes Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech Wojciech Pomorski. – Przede wszystkim nie wzięto pod uwagę dobra dziecka. Dziewczynka przebywa z matką i bratem i z tymi osobami łączy ją bliska więź. W szkole ma koleżanki i kolegów, mówi po polsku, natomiast z ojcem miała bardzo ograniczony kontakt. Sąd w ogóle nie wziął pod uwagę wątku molestowania. Nie powołano w Polsce niezależnego biegłego, a jedynie oparto się na wątpliwej opinii z Niemiec. Jugendamt to organizacja post hitlerowska, która stosuje różne szykany i zakazy, np. używania podczas spotkania z dziećmi języka polskiego. Sprawa pani Ani została nonszalancko potraktowana przez polskie sądy i prokuraturę. Przecież w Polsce są również biegli, którzy mogliby stwierdzić czy doszło do molestowania.

Niestety, obecnie bardzo często się zdarza, że podczas sporów o opiekę nad dzieckiem kobiety nadużywają tego typu zarzutów wobec swoich byłych mężów czy partnerów – dodał M. Klocek. – Jest to często podnoszone i sądy stają się na to jakby bardziej odporne. Ja przyjmując sprawę musiałem wykazać się dużą ostrożnością i sprawdzić czy nie jest to podobny przypadek. Jednak nagrania mnie przekonały. Oczywiście nie przedstawiają byłego męża pani Ani, lecz tylko zachowanie Mai po wizytach u ojca.

Anna W. przekraczając w ubiegłym roku granice zgłosiła w prokuraturze we Lwówku Śląskim zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa molestowania córki przez jej ojca. Niestety sprawa tam utknęła. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania co zostało zaskarżone i obecnie należy oczekiwać na decyzję sądu.

Tekst i foto: piotr (extrawalcz.pl)