Podczas gdy w Pile trwają niekończące się dywagacje o przyszłości sportu żużlowego, w Poznaniu jadą dalej. Choć i tam mieli mocno pod górkę, a w pierwszej połowie poprzedniej dekady mało kto przypuszczał, że żużel nad Wartą zdoła wrócić do świata żywych. Na szczęście, czarne chmury w porę odeszły w siną dal.
W niedzielę, 20 czerwca na urokliwie położonym stadionie, wśród drzew, obok torów kolejowych i jeziora Rusałka (Golęcin) ponownie zawarczały motocykle. Mimo upału, na ligowy mecz, który skojarzył PSŻ Poznań z liderującym drugiej lidze Kolejarzem Opole, przybyła dość liczna grupa fanów. Również przyjezdnych. Dyskutowano, czy poznańskie ?Skorpiony? zdołają ujarzmić niepokonany dotąd zespół z południa kraju. Po pierwszym wyścigu, wygranym przez miejscowych 4:2, umiarkowany optymizm był jeszcze uzasadniony, ale z każdym kolejnym biegiem iskierka nadziei na sukces stawała się coraz lichsza. Ostatecznie poznaniacy przegrali z faworytem do awansu 36:54 i muszą szukać okazji na punkty gdzie indziej. Na przykład w Rawiczu, gdzie wybierają się już w sobotę, 26 czerwca. Ale i tam łatwo nie będzie.
Pilscy kibice marzą, aby w przyszłym sezonie ich ukochana Polonia zdołała wystartować w tej samej lidze co Poznań. Choć jeszcze niedawno mówiło się o tym dość odważnie, ostatnimi czasy temat ucichł. Jeśli wyjdziemy z założenia, że lepiej milczeć i działać niż tylko mówić, to mamy podstawy do umiarkowanego optymizmu. W przypadku pilskiego żużla jest jeszcze jeden motywator do działania ? tradycja. I bardzo liczne grono osób, które tę tradycję chciałoby nadal wspótworzyć. Choćby poprzez zajęcie jednego z krzesełek na trybunach.
Wojciech Dróżdż