Czy w związku z debatą w Parlamencie Europejskim w sprawie polskiego KPO, powinno dojść do odwołania Pani Komisarz Ursuli von der Leyen? Przypomnę, że pretensje pod adresem Przewodniczącej KE dotyczą tego, że zgodziła się zaakceptować nasz Krajowy Program Odbudowy nie czekając na spełnienie przez rząd PiS warunków dotyczących praworządności. Izba Dyscyplinarna, która miała być zlikwidowana ciągle działa i orzeka, sędziowie odsunięci od orzekania nie są przywróceni, poza jednym, którego co prawda przywrócono do pracy, ale na upokarzających warunkach, nadal nie można też mówić o pełnej niezawisłości sędziów.
Niemniej uważam, że próba odwołania pani von der Leyen, a w praktyce całej KE, nie jest dobrym pomysłem. Uważam, że Polska potrzebuje zarówno europejskich pieniędzy, jak i praworządności. Jednego i drugiego. Wotum nieufności dla przewodniczącej Komisji Europejskiej nie posłużyłoby ani jedności w Parlamencie Europejskim (podział demokratycznych sił pomaga politykom i rządom o skłonnościach autorytarnych), ani nie przywróciłoby automatycznie zasad praworządności w Polsce.
Co ważniejsze to Rada Europejska, a nie Komisja Europejska ostatecznie podejmie decyzje o tym czy fundusze z KPO będą polskiemu rządowi wypłacone. Nie ulega wątpliwości, że w Polsce musi zostać przywrócona praworządność zgodnie z orzeczeniami Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. To premier Morawiecki zgodził się na regułę „pieniądze za praworządność” – lub brak praworządności i brak pieniędzy. PiS ma w Unii Europejskiej swojego komisarza (Janusz Wojciechowski), przedstawiciela w Radzie
Europejskiej (premier Morawiecki) i największą delegacje narodową w Parlamencie Europejskim (delegacja PiS w grupie politycznej EKR). To rząd PiS musi te pieniądze dowieźć, czego (jako jedyny od czasu, kiedy jesteśmy członkiem UE) do dzisiaj nie zrobił.
Lewica od początku walczy o pieniądze dla Polski. To PiS zagłosował w Sejmie wraz z Lewicą za przyjęciem Funduszu Odbudowy. Odwoływanie w trakcie bitwy o praworządność w Polsce szefowej KE na pewno niczemu dla nas dobremu służyć nie będzie.
Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany