Z Mikołajem Toberą, utytułowanym zawodnikiem klubu Sporty Walki Piła, rozmawia Agnieszka Król.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z boksem?
-To było w piątej klasie szkoły podstawowej. Na trening namówił mnie kolega z klasy. Wybraliśmy się do klubu Sokół Piła. Po pewnym czasie kolega zrezygnował, a ja zostałem. Wcześniej trenowałem judo i grałem 3 lata na trąbce, ale złapałem bokserskiego bakcyla i mocno go ?trzymam?.
Czyli cały czas jedna i ta sama dyscyplina?
-Było chwilowe odejście, ale nie trwało dłużej niż miesiąc. Boks stał się moją wiodącą pasją, ale lubię też żeglować i grać w szachy, które bywają częścią mojego treningu podobnie jak elementy tenisa ziemnego, stołowego, pływanie jak i inne dyscypliny?
Obecnie Twoim trenerem jest Twój tato, także bokser?
–Tak, ojciec był zawodnikiem przez kilkanaście lat. Boksował jeszcze w czasach, gdy funkcjonowała liga bokserska i można było zarobić na tym sporcie jakieś pieniądze. Tato zaczynał swoją karierę w klubie w Szczecinie, potem przeszedł do Turowa Zgorzelec, stamtąd trafił do KW Sokół Piła i ponownie wrócił do klubu Turów Zgorzelec. Zatoczył takie koło?
Czyli to Twoje boksowanie, to nie tylko namowa kolegi, ale i geny ?
-Może w jakimś stopniu, ale nie było żadnych nacisków ze strony ojca. To był mój wybór. I tak naprawdę za sprawą kolegi znalazłem się w ringu.
Ty w ringu, a Twoja rodzina? Wiem, że też pasjonuje się sportem?
-Tak, można powiedzieć, że jesteśmy sportową rodziną. Brat trenuje w klubie Gwda Piła. Od kilku lat jest czynnym zawodnikiem. Biega długie dystanse. Ojciec zajmuje się trenowaniem sekcji bokserskiej w klubie Sporty Walki Piła, Mama już jako nastolatka interesowała się sportem. Do dziś uczęszcza, a nawet prowadzi zajęcia sportowe, jest instruktorem pływania oraz prowadzi aqua aerobik i gimnastykę korekcyjną.
W dobie komputerów to godna naśladowania?rzadkość. Jak godzisz naukę z treningami, zawodami?
-Na pewno nie jest to łatwe. Ale na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie studiuje, ruszyła kariera dwutorowa ?student – sportowiec?. Włączono do niego dziesięciu studentów z całego uniwersytetu, w tym mnie. Ten program ma nam umożliwiać zaliczenia w terminach, które będą nam pasować, ma usprawiedliwiać nasze nieobecności spowodowanie wyjazdami sportowymi. Także dbają tam o sportowców. Nie mogę narzekać. Aczkolwiek studiuję prawo, a to nie jest łatwy kierunek. I nauki jest sporo.
A gdzie w tym wszystkim życie prywatne?
-Na to jest niewiele czasu. Ale jak trzeba, to się znajdzie?
Co uważasz za swój największy sukces?
-Na pewno Mistrzostwo Polski Seniorów w 2018 roku. To był mój pierwszy złoty medal na mistrzostwach Polski. Wcześniej zdarzały się brązowe krążki, czy też Wicemistrzostwo Polski Juniorów w 2015 roku. Byłem również Akademickim Mistrzem Polski i Młodzieżowym Wicemistrzem Polski.
Nie zapominajmy o Twoim ostatnim sukcesie, w Pucharze Polski, gdzie zdobyłeś srebro?
-Tak, mimo, że był to srebrny medal to i tak czuję się zwycięzcą tej imprezy. Bo jej celem było wyłonienie kadry narodowej na zbliżające się wydarzenia sportowe. I to ja, jako jedyny zawodnik w mojej wadze zostałem powołany na zgrupowanie. Także jestem bardzo zadowolony. A że nie udało mi się zaboksować w finale? Tam miałem zmierzyć się z przeciwnikiem, z którym już dwukrotnie wygrywałem, więc nie musiałem niczego udowadniać. A zdrowie było dla mnie priorytetem.
No właśnie, jest tylko srebro ze względu na odniesione w wcześniejszych walkach kontuzję?
-W walce ćwierć finałowej zderzyliśmy się głowami z zawodnikiem z Jaworzna. Po tej walce pozostał duży guz. Udało się go zniwelować okładami z lodu. Następnego dnia w walce półfinałowej zmierzyłem się z Kamilem Holką, zawodnikiem, z którym przegrałem na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski w 2017 roku. Tym razem jednak to ja byłem lepszy. Udało mi się wygrać, z czego jestem bardzo zadowolony. Tego zawodnika najbardziej obawiałem się w mojej wadze.
Czyli zamierzony cel osiągnąłeś?
-Na pewno tak. Chociaż pozostał mały niedosyt, że przez kontuzję nie udało się zawalczyć o złoto. Ale i ja i tato jesteśmy z tego sukcesu bardzo zadowoleni.
No właśnie, zaczynałeś w Sokole Piła. Jak to się stało, że tata wziął Ciebie pod swoje skrzydła?
-Trenerem w Sokole jest Sławomir Nowicki, ale tato zawsze uczestniczył w moich treningach. Dodatkowo trenowałem z nim prywatnie. Gdy ojciec objął sekcję bokserską w klubie Sporty Walki Piła, to i ja zmieniłem klub. Tak naprawdę cały czas byłem i jestem pod okiem ojca. I to on jest moim głównym trenerem. Aczkolwiek u Sławomira Nowickiego spędziłem 5 lat i bardzo mu dziękuję za wszystko, czego mnie nauczył.
Przyszłość wiążesz bardziej z boksem czy prawem?
-Chciałbym związać się ze sportem, ale w Polsce boks nie wygląda zbyt dobrze. W boksie olimpijskim, w którym staruję, nie ma konkretnych pieniędzy. Zresztą w boksie zawodowym początki też nie są łatwe. Nie mamy stypendiów, nie jesteśmy dofinansowywani, nie zarabiamy na boksowaniu jak w czasach ligowych, gdy zwodnicy byli na etacie i otrzymywali wypłatę. No ale boks jest moją wielką pasją. I dopóki nie koliduje z nauką, chciałbym ją rozwijać i w niej trwać. I dawać z siebie sto 100 procent zarówno w pasji, jak i w nauce.
Może w przyszłości pójdziesz w ślady ojca?
-Niewykluczone. Póki co, chcę trwać w boksie olimpijskim. Chcę się skupić na imprezach rangi olimpijskiej i mistrzowskiej. Potem rozważę przejście na zawodowstwo, a w kolejnym etapie życia… może zacznę trenować. Czas pokaże.
Dziękuję za rozmowę.