Uwielbiam jazz, ale to opera mnie wciągnęła

Kultura Najnowsze Piła Wydarzenia

PIŁA. Dzisiejszą, uroczystą i zarazem ostatnią sesję Rady Powiatu w Pile V kadencji uświetnił występ znamienitego  śpiewaka operowego młodego pokolenia Łukasza Karaudy. Po koncercie artysta udzielił wywiadu Waszym Mediom.

Z Łukaszem Karaudą rozmawia Agnieszka Król.

Jest Pan po raz pierwszy w Pile?

-Nie. To już moja trzecia wizyta w tym mieście. Pierwszy raz gościłem w RCK na zaproszenie pani Karoliny Smędy-Drzycimskiej.  Ludziom się bardzo podobało. Kolejny przyjazd był związany z koncertami w kościołach. A dzisiaj cieszę się, że mogę uświetnić swoją obecnością uroczystość Powiatu Pilskiego.

Na co dzień pracuje Pan w Teatrze Wielkim – Opera Narodowa w Warszawie. Ale to dopiero od roku?

-Tak. Przez poprzednie siedem lat mieszałem w Anglii. Tam skończyłem studia.  Tam też występowałem na deskach mniej lub bardziej znanych teatrów. Rok temu wróciłem do kraju. I przez ten rok wiele się zmieniło w moim życiu.  Rodzina i narzeczona przycumowali mnie w Łodzi. Teraz mogę służyć swoim głosem rodakom. Bardzo się cieszę widząc na ich twarzach zainteresowanie i uznanie.

Jak zaczęła się Pana przygoda ze śpiewaniem?

-Wszystko przez mojego Tatę, który również śpiewa. Zawdzięczam mu bardzo wiele. Ale także i Bogu. Jestem osobą wierzącą  i cieszę się, że Bóg mi błogosławi. Myślę, że chyba ma dla mnie jakąś misję do spełnienia?

 Czy od początku była to muzyka operowa, czy może jakieś lżejsze gatunki?

-I owszem. Jeszcze w Szkole Muzycznej im. H. Wieniawskiego w Łodzi miałem swój mały zespół. Wówczas śpiewałem dużo muzyki popularnej, głównie jazzowej. Uwielbiam jazz.  Któregoś dnia Tato mi powiedział: ?Jeśli chcesz dobrze śpiewać, naucz się najpierw klasyki, naucz się podstaw, a potem będziesz robił to co chcesz. Ale będziesz już miał mocny fundament?. I miał rację?

I tym sposobem opera Pana wciągnęła…

-To jest trochę jak ekshibicjonizm, bo na scenie pokazuję swoją duszę. A to wszystko jest jeszcze powiązane ze śpiewem i aktorstwem. Coś pięknego! Zakochałem się w tym.  Ale opera jest tylko dla koneserów, dlatego cieszę się, że mogę wykonywać też inne, lżejsze utwory.

A pilanie lubią operę? Czuje Pan te fluidy na ?naszej? scenie?

-Na pewno bardzo dobrze mnie odbierają. Być może dlatego, że jestem śpiewakiem operowym, który łączy kilka muzycznych stylów.

Uważa się Pan za szczęśliwca?

– Myślę, że dużo szczęścia miałem na studiach, bo mogłem się uczyć i otrzymać stypendium Królowej Elżbiety. 30 tysięcy funtów raczej na ulicy nie leży…

Największy sukces?

-Pogodzić życie prywatne z zawodowym. Żeby coś nie odbywało się kosztem czegoś. Jeśli w życiu prywatnym się udaje, to jesteś zwycięzcą także i w życiu zawodowym.

Czego życzyłby Pan pilanom?

– Wrażliwości na muzykę szlachetną. No i oczywiście zdrowia i pomyślności!

  A czego my możemy Panu życzyć?

– Najważniejsze dla mnie jest zdrowie. Zatem zdrowia i prowadzenia Bożego. Bo nasze życie jest naprawdę bardzo kruche?

  A ja dodam:  dalszych sukcesów, wielu fanów i spełnienia marzeń. Dziękuję za rozmowę.