wtorek, 16 kwietnia, 2024

Dezinformacja w internecie. Mamy się bać

kraj Na sygnale Najnowsze Polityka Wydarzenia
Federacja Rosyjska zalewa internet fałszywymi materiałami mającymi wywołać strach i zburzyć morale – alarmują eksperci zajmujący się cyberbezpieczeństwem. Każdy użytkownik może stać się pionkiem w jej grze.
Poddający się żołnierze ukraińskiej armii, rakiety wybuchające w pobliżu Kijowa, zdjęcia ofiar zabitych cywilów, desant pod Odessą, zajęcie Mariupola, samoloty szturmowe w Charkowie – takie nagrania wideo oraz zdjęcia masowo zdobywały popularność w internecie w dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Młodzi użytkownicy TikToka – zamiast zwyczajowych śmiesznych memów i tańców do najnowszych hitów – zobaczyli obrazy wojny. Nigdy wcześniej konflikt zbrojny nie był tak blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki.
Mamy się bać
Kamil Basaj, doradca zespołu bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, przestrzega, że tego typu działania dezinformacyjne będą i są elementem towarzyszącym działaniom zbrojnym prowadzonym przeciwko Ukrainie przez Federację Rosyjską. – Internauci muszą mieć świadomość tego, że podczas tak ważnych i niebezpiecznych zdarzeń, jakim jest konflikt zbrojny, Federacja Rosyjska posiada zdolność prowadzenia operacji informacyjno-psychologicznych – mówi Basaj. Tłumaczy, że to działania nastawione na wywoływanie określonych efektów psychologicznych u odbiorców – głównie chodzi o strach, obawę, zwątpienie w fakty. To właśnie w tym celu szeroko dystrybuowane są treści mające potwierdzać, że Ukraina jest osaczona przez przeciwnika, a zwycięstwo Federacji Rosyjskiej jest już przesądzone.
Przedstawiciel RBC uczula, by internauci w tym trudnym czasie nie rozpowszechniali informacji, których autentyczności nie są pewni. – To nie jest czas na słuchanie samozwańczych ekspertów czy influencerów. Najważniejsze są dziś wiarygodne źródła informacji, przede wszystkim komunikaty administracji rządowej – uczula Kamil Basaj. I dodaje, że najważniejszym orężem powinien być teraz spokój i odpowiedni dystans do przyswajanych w sieci informacji.
Narracja kłamstwa
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa opublikowało już listę narracji, które są obecnie wykorzystywane przez obce służby. Chodzi przykładowo o twierdzenia, że to Ukraina destabilizuje sytuację na Donbasie. Albo że wojska ukraińskie ściągnęły nad granice zakazane uzbrojenie, z którego ostrzeliwują cywilów, a w związku z tym rosyjskie siły zbrojne mają za zadanie zapewnić pokój w tzw. republikach separatystycznych i chronić ludność. A także, że wojska Ukrainy ostrzeliwują przygraniczną infrastrukturę i posterunki Rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Narracje te są elementem operacji dezinformacyjnej ukierunkowanej na przedstawienie Ukrainy jako strony atakującej – przestrzega RCB.
Podobną listę przygotował Instytut Kościuszki, ośrodek naukowo-badawczy o charakterze non profit. Uzupełnił listę RCB m.in. o fałszywą narrację, że Ukraina to państwo faszystowskie i upadłe. Kolejny kłamliwy przekaz to ten, że wojna została sprowokowana wyłącznie przez agresywną politykę USA i Wielkiej Brytanii.
O wywoływaniu strachu i budowaniu fałszywych narracji pisał niedawno na naszych łamach dr Łukasz Olejnik, niezależny badacz i konsultant cyberbezpieczeństwa oraz były doradca cyberwojny w Międzynarodowym Komitecie Czerwonego Krzyża w Genewie. Wskazywał, że na stronach YouTube czy TikTok od dłuższego czasu można było obserwować nagrania transportowanego sprzętu wojskowego, który dziś jest używany do ataków na Ukrainę. I nikt niczego nie ukrywał, nie zabierano cywilom telefonów, nawet rosyjscy wojskowi publikowali takie nagrania. Łukasz Olejnik uważa, że przy takiej skali operacji w naszych czasach nie dałoby się ukryć transportu takiego sprzętu. Stratedzy i planiści w Rosji bez wątpienia wiedzieli, że takie obrazy będą tworzone i rozprzestrzeniane. Podejrzewa, że przyzwolenie na zalewanie sieci obrazami nadciągającego konfliktu mogło być celowe. Właśnie po to, by stworzyć wrażenie przegranej sprawy Ukrainy.
Uwaga na trolle
Swoją walkę z dezinformacją w internecie prowadzą wydawcy serwisów internetowych. Jakub Kralka, założyciel serwisu Bezprawnik.pl, opowiada, że na jego witrynie oraz facebookowym fanpage’u zwielokrotniła się w ostatnich dniach liczba wpisów z podejrzanych kont. – Wiele z nich wcześniej krytycznie wypowiadało się na temat szczepień przeciwko COVID-19. Dziś chwalą Władimira Putina, nazywając go genialnym strategiem. Piszą o słabości USA, NATO i Unii Europejskiej. Albo przypominają historię rzezi na Wołyniu, oddziałów Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) lub głoszą teorię o tym, że Ukrainę stworzyła komunistyczna Rosja – wylicza Kralka. Jego słowa potwierdzają dane Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych. W ostatnich dniach instytut podawał, że aż 90 proc. kont w mediach społecznościowych zaangażowanych w tworzenie treści dezinformacyjnych o konflikcie ukraińsko-rosyjskim wcześniej publikowało treści sceptyczne wobec szczepień.
Zdaniem Jakuba Kralki obce służby doskonale znają zresztą strukturę rodzimego internetu, bo wpisy rosyjskich trolli można znaleźć nie tylko pod artykułami na największych portalach informacyjnych, lecz nawet na polskojęzycznych forach poświęconych np. grom komputerowym. Moderatorzy mają pełne ręce roboty, bo nawet blokując najczęściej stosowane przez trolle słowa – np. „UPAina” (nawiązanie do działalności oddziałów UPA) – wciąż muszą uważnie czytać komentarze zawierające inne słowa odnoszące się do Ukrainy bądź Rosji.
Jak rozpoznać konto trolla w mediach społecznościowych? Jakub Kralka mówi, że nie jest to aż tak trudne. – Wystarczy wejść na profil osoby rozsiewającej prokremlowską propagandę, aby zobaczyć, że jest z nim coś nie tak – przyznaje. Chodzi o to, że wiele z nich powstało stosunkowo niedawno albo uaktywniło się po wielu latach i zaczęło publikować cały stos informacji, co ma wytworzyć mylne przekonanie, że właściciel jest internetowym aktywistą. – Takie osoby powiązane są najczęściej siatką z równie podejrzanymi kontami. Mają niewiele zdjęć i zaledwie kilka polubień. Widać, że ich jedynym celem jest sianie dezinformacji – uważa Kralka.
Cyberwojna u bram
Cennych rad na temat tego, jak internauci powinni odnaleźć się w sieci, gdy prowadzone są działania dezinformacyjne, udzieliła na Facebooku Sylwia Czubkowska, redaktorka prowadząca portal Spider’s Web+. Ona również zaleca czytać jedynie sprawdzone źródła informacji, ewentualnie czerpać wiedzę od uznanych ekspertów oraz analityków. Rekomenduje też unikanie portali i fanpage’ów udających rzetelne źródła newsowe. A także – co może być dla wielu osób zaskakujące – ostrożność na portalach np. z memami, gdzie prześmiewcze obrazki mogą mieć na celu dyskredytowanie Ukraińców, Unii Europejskiej, NATO albo USA.
Szczególnie ostrożni powinni być użytkownicy popularnego TikToka, którego to algorytm od dłuższego czasu nie radzi sobie z napływem treści niezbyt wpisujących się w zbiór raczej radosnych materiałów wideo. W praktyce wygląda to tak, że zaledwie jedno przesunięcie ekranu palcem dzieli użytkownika od śmiesznego wideo nagranego przez nastolatkę do nagrania z linii frontu czy z krzykami przerażenia ukraińskich cywilów. To na tyle nieoczekiwane treści, że użytkownicy – zwłaszcza ci młodsi – mogą mieć kłopot z ich interpretacją. Sylwia Czubkowska zaleca, aby w miarę możliwości uwrażliwiać dzieci na zagadnienie dezinformacji. Podobnie zresztą jak starszych, mniej biegłych użytkowników internetu (np. seniorów), którzy mogą nie być świadomi, iż wiele treści w sieci może być celowo zmanipulowanych.
Alarm III stopnia
Fałszywe narracje nie są jednak jedynym zagrożeniem ze strony służb Federacji Rosyjskiej. W środę po raz pierwszy w historii wprowadzono na terenie Polski trzeci stopień alarmowy CHARLIE-CRP. Oznacza on, że istnieją wiarygodne i potwierdzone informacje o zagrożeniu o charakterze terrorystycznym dla infrastruktury teleinformatycznej organów administracji lub systemów zaliczanych do infrastruktury krytycznej, mogącym godzić w porządek publiczny lub bezpieczeństwo. Co to oznacza? Na portalu CyberDefence24.pl czytamy, że organy publiczne oraz podmioty bezpieczeństwa muszą prowadzić całodobowy dyżur administratorów systemu i personelu za nie odpowiedzialnego, dokonać przeglądu dostępnych zasobów zapasowych oraz być gotowym do wdrożenia planów pozwalających na utrzymanie ciągłości działania po wystąpieniu ataku.
Część ekspertów przestrzega, że celem ataków w cyberprzestrzeni mogą stać się również zwykli obywatele. Dlatego też Polacy powinni być w najbliższym czasie szczególnie wyczuleni na podejrzane SMS-y przychodzące z banków, telefony od operatorów telefonii komórkowej czy instytucji finansowych albo wiadomości e-mail domagające się zmiany haseł dostępowych lub podania dodatkowych danych użytkownika. ©℗
  • Źródło: MAGAZYN Dziennik Gazeta Prawna
  • Cyberbezpieczeństwo / ShutterStock