LIBERADZKI: KOLEJ PLUS?

kraj Najnowsze Podróże Polityka
Nowy program rządowy o tej nazwie premier Morawiecki ogłosił uroczyście w Janowie Lubelskim – mieście znanym, w którym nie ma dworca ani torów. Powtórzył mniej więcej to samo, co dwa lata wcześniej prezydent Duda ogłaszał na pustym peronie w Końskich, na tle torów wiodących donikąd. Różnica jest tylko taka, że premier wziął sobie do serca ów „plus” i dodał do prezydenckiej obietnicy drugie tyle, co sprawiło, że nowa (młodzież powiedziałaby „upgradowana”) wersja starego programu warta jest ponad 11 mld. złotych.
Jak rozumiem to był główny powód, żeby poinformować całą Polskę, że „Kolej plus” jest programem rządowym, i że rząd naprawia tym samym błędy poprzedników.
Premier nie omieszkał dodać, że „Kolej plus” jest ważnym narzędziem w walce z wykluczeniem komunikacyjnym, co też zresztą usłyszeliśmy nie pierwszy raz. Wykluczenie komunikacyjne było jednym z filarów kampanii wyborczej PiS przed wyborami w roku 2019.
Stanowiło wówczas istotny punkt programu Prawa i Sprawiedliwości zwanego również „piątką Kaczyńskiego”, a dotyczyło komunikacji autobusowej. Prezes mówił wtedy z trybun wiecowych, że poprzednicy zredukowali liczbę połączeń autobusowych z miliarda do pół
miliarda i zapowiedział, że PiS ten miliard przywróci. Lata mijają, a o programie walki z wykluczeniem komunikacyjnym poprzez reaktywację linii autobusowych mówi się w zasadzie tylko w czasie przeszłym niedokonanym. Tamten optymizm nie zginął jednak –
premier Morawiecki przywiózł go do Janowa Lubelskiego w stanie nienaruszonym i ocieplił nim tym razem program „Kolej plus”, czyli rewitalizację wcześniejszego programu prezydenta Dudy.
Mamy więc do czynienia z rewitalizacją rewitalizacji, co jest niewątpliwie ewenementem w naszym życiu publicznym. Zastanówmy się jednak przez chwilę, co pan premier powiedział naprawdę? 11 miliardowy fundusz na budowę, odbudowę i modernizację połączeń
kolejowych, ma być realizowany do roku 2028. Samorządy miały rok na ogłoszenie przetargu i znalezienie wykonawcy, który przygotuje dokumentację. Koszty z tym związane – niemałe – miały pokryć same. Okazało się, że dla licznych samorządów i tak
przyciśniętych już do ściany innymi obowiązkami przerzuconymi na nie przez rząd, był to wydatek ponad siły. Dlatego wiele z nich swój udział w programie zakończyło nie decydując się nawet na ogłoszenie przetargu. Postąpił w ten sposób np. Urząd Marszałkowski
Województwa Zachodniopomorskiego, który doszedł do wniosku, że przekroczyłoby to jego możliwości finansowe. A trzeba jeszcze pamiętać, że samorządy zakwalifikowane do programu muszą także wnieść 15 proc. wkład finansowy, aby ich projekty zostały
zrealizowane. To oczywiście oznacza dodatkowe miliony, które trzeba wysupłać z własnych budżetów.
A skoro jesteśmy już przy rachunkach … Wartość całego programu „Kolej plus”, to jak już wiemy, ponad 11 mld. złotych. Pan wicepremier Sasin zapowiedział jednak, że z tych pieniędzy jedna czwarta pójdzie do województwa lubelskiego. Dlaczego tam, a nie gdzie indziej? Jedna czwarta z 11 miliardów to 2 750 000 zł. Czyli dla pozostałych projektów oznacza to do podziału już tylko 8 250 000 zł. W ciągu 7 lat – niecałe miliard dwieście tysięcy na rok. Ponieważ zakwalifikowano ostatecznie 34 programy, to rocznie na każdy z nich rząd wyda średnio ponad 34 600 złotych … Jak na program „rządowy” to raczej skromnie. Skłania mnie to do wniosku, że z programu „Kolej plus” najbardziej zadowolone są te samorządy sześciu województw, które do niego się nie zakwalifikowały.
Wystarczająco negatywnie odciskają się bowiem na ich budżetach skutki covidu, mętliku wywołanego przez „Polski ład”, a ostatnio pomoc udzielana uchodźcom z Ukrainy.
Finansowo samorządy ledwo zipią.
Poza kamerami i konferencjami prasowymi jest więc rzeczywistość, która po prostu skrzeczy. Prasa ciągle do tematu kolei wraca i opisuje go w sposób, co tu dużo mówić, bolesny. Wynika z tych relacji, że mimo wielkich zapowiedzi, inwestycje kolejowe kuleją.
Inwestycje miały być realizowane za pieniądze unijne, ale nieustający (a nawet przeciwnie – ciągle zaostrzany) konflikt w Unią wokół praworządności, nie dość, że kosztuje nas każdego dnia milion euro kar, to jeszcze jest przyczyną blokady środków unijnych. Z tego
samego powodu wstrzymane są pieniądza dla Krajowego Planu Odbudowy po covidzie. To ma swoje konsekwencje – nie modernizujemy, nie budujemy, firmy zatrudnione przy realizacji zadań dla kolei zwalniają pracowników, bo nie mają dla nich pracy. Tak naprawdę mamy więc ze strony PiS tylko słowa, które składają się na nieustające obietnice: milion samochodów elektrycznych, flota promów morskich, 100 obwodnic, 100 mostów, 100 tys. mieszkań, Centralny Port Komunikacyjny, a nawet maszt w każdej gminie. Teraz obdarowano nas nowo starym programem „Kolej plus”. I choć rząd z nieskrywaną dumą komunikuje, że „wraca moda” na podróż pociągiem, to jednak liczby zdają się temu przeczyć. Jak podaje portal UTK (Urzędu Transportu Kolejowego) jeden z podstawowych atutów podróży pociągiem, czyli punktualność, nie tylko nie poprawia się, ale przeciwnie – pogarsza.
Najbardziej dotkliwie odczuwają to pasażerowie w miesiącach wakacyjnych oraz w listopadzie i w grudniu, czyli wtedy, kiedy ludziom pociągi są najbardziej potrzebne. Spada w związku tym liczba pasażerów: w 2014 – 269,1 mln, w 2021 – 245,1 mln. Obawiam się
więc, że obywatele jeżdżą po jakimś innym torze niż rządowa „Kolej plus”.
  • Prof. Bogusław Liberadzki, eurodeputowany